Wśród niektórych libertarian popularny jest osobliwy argument mówiący, iż jako że tzw. publiczna infrastruktura zbudowana została za pieniądze podatników, to podatnicy są jej właścicielami, a jako że bez zaproszenia właściciela nikt nie ma prawa wejść na jego posesję, to, jak długo istnieją terytorialne aparaty opresji zwane państwami, ich zadaniem jest kontrolowanie tego, czy wszyscy imigranci do danego kraju posiadają zaproszenie od któregoś z jego obywateli, deklarującego, że zapewni danemu imigrantowi opiekę albo da mu możliwość zarobkowania.
Argument ten naszpikowany jest w swojej osobliwości wieloma logicznymi słabościami, m.in.:
1. Błędnym jest założenie, że podatnicy są właścicielami tzw. infrastruktury publicznej. Jako że powstała ona na drodze podatkowego rabunku, a nie pierwotnego zawłaszczenia poprzez produktywne przekształcenie zasobów niczyich, nie jest ona niczyją własnością. Stałaby się ona własnością podatników dopiero wówczas, gdyby na przedstawicieli państwa nałożona została kara restytucyjna - żądanie zwrotu równowartości zagrabionego podatnikom mienia.
2. Per analogiam można by argumentować, że właściwy z libertariańskiego punktu widzenia jest protekcjonizm, gdyż importowane dobra są również bardzo często transportowane przy udziale infrastruktury publicznej zanim jakikolwiek konkretny obywatel-klient wyrazi chęć ich zakupu.
3. Jeśli argument ten ma jedynie maskować sprzeciw wobec tzw. państwa opiekuńczego jako magnesu dla importowanych "zasiłkowych pasożytów", to oczywiście udowadnia on jedynie potrzebę eliminacji tzw. państwa opiekuńczego (lub przynajmniej umożliwienie korzystania z jego "usług" wyłącznie obywatelom), nie zaś kontrolowanie granic w oparciu o założenie, że każdy imigrant to potencjalny pasożyt, gdyż założenie to w zasadniczy sposób kłóci się z zasadą domniemania "ekonomicznej niewinności". Innymi słowy, to nie po stronie imigrantów leży ciężar udowodnienia przy przekraczaniu granicy, że nie zamierzają być pasożytami, tak samo jak podobny ciężar dowodowy nie leży po stronie obywateli, ilekroć chcąc nie chcąc korzystają oni z tzw. usług publicznych udostępnianych przez dane państwo.
4. I wreszcie - argument ten zakłada w kuriozalny z libertariańskiego punktu widzenia sposób, że państwowy aparat opresji jest rzeczywistym reprezentantem ogółu obywateli i ma prawo w ich imieniu ograniczać wolność przemieszczania się imigrantów. Jest to oczywiście stanowisko typowo etatystyczne, więc jego akceptacja przez samozwańczych libertarian budzi co najmniej konsternację.
Biorąc pod uwagę powyższe obserwacje, trudno jest uciec od wniosku, że jak długo istnieją terytorialne aparaty opresji zwane państwami, jedynym stanowiskiem zgodnym z filozofią libertariańską jest poparcie dla pełnego otwarcia ich granic.
Tuesday, June 30, 2015
The Future is Increasingly Bright for Bitcoin
The price of Bitcoin may have reached the bottom and be on its way up. In the short-run, its bullish prospects are supported by the Greek debacle and the corresponding uncertainty over the stability of the eurozone. In the mid-run, its bullish prospects are suppored by central banks hiking interest rates, thereby pricking the most recent asset bubbles and triggering another round of global recession. In the long-run, its bullish prospects are supported by the unfolding of the progressive process whereby innovative, entrepreneurial libertarianism displaces archaic, ponderous statism.
Disclaimer: talk is cheap and social reality is infinitely complex. DYODD.
Disclaimer: talk is cheap and social reality is infinitely complex. DYODD.
Monday, June 29, 2015
Is the Free Enterprise System Moral or Amoral?
Is the free enterprise system (otherwise known as laissez-faire, market libertarianism, etc.) amoral or moral? The answer is: it's both, and it's a doubly good thing.
On the one hand, it is amoral insofar as one of its primary competitive advantages is its impartial efficiency - due to its inherent institutional features, such as the competitive incentive structure, the intersubjective profit-and-loss-based price system, rapid aggregation of decentralized and tacit information, etc., it is peerlessly effective in promoting all kinds of social values, which may correspond to all kinds of moral and prudential systems. In this sense, the free enterprise system is the most effective means of pursuing individual satisfaction, which is a subjective, and thus an amoral concept.
But on the other hand, the free enterprise system is also inherently moral, since its indispensable institutional features embody all the cardinal virtues: prudence (the ability to forecast the uncertain future and create a viable business plan), courage (the willingness to take risks and disregard the conventional wisdom), temperance (the ability to delay gratification and commit one's resources to a long-term project), and justice (the necessity of fulfilling one's contractual obligations). In addition, since every voluntary transaction is necessarily a positive-sum game, and since the free enterprise system is necessarily based exclusively on such transactions, it is necessarily grounded in what might be called reciprocal philanthropy.
In sum, the free enterprise system is amoral insofar as it can effectively promote all kinds of social philosophies in their peaceful varieties (which is a good thing), and it is moral insofar as its inherent institutional structure instantiates the entrepreneurial-utilitarian virtues of courage, prudence, and temperance, the deontological virtue of justice, and the broadly humane virtue of reciprocal philanthropy (which, needless to say, is also a good thing).
Thus, three moral cheers for laissez-faire, since there is not only hardly anything as efficient, but also hardly anything as fair.
On the one hand, it is amoral insofar as one of its primary competitive advantages is its impartial efficiency - due to its inherent institutional features, such as the competitive incentive structure, the intersubjective profit-and-loss-based price system, rapid aggregation of decentralized and tacit information, etc., it is peerlessly effective in promoting all kinds of social values, which may correspond to all kinds of moral and prudential systems. In this sense, the free enterprise system is the most effective means of pursuing individual satisfaction, which is a subjective, and thus an amoral concept.
But on the other hand, the free enterprise system is also inherently moral, since its indispensable institutional features embody all the cardinal virtues: prudence (the ability to forecast the uncertain future and create a viable business plan), courage (the willingness to take risks and disregard the conventional wisdom), temperance (the ability to delay gratification and commit one's resources to a long-term project), and justice (the necessity of fulfilling one's contractual obligations). In addition, since every voluntary transaction is necessarily a positive-sum game, and since the free enterprise system is necessarily based exclusively on such transactions, it is necessarily grounded in what might be called reciprocal philanthropy.
In sum, the free enterprise system is amoral insofar as it can effectively promote all kinds of social philosophies in their peaceful varieties (which is a good thing), and it is moral insofar as its inherent institutional structure instantiates the entrepreneurial-utilitarian virtues of courage, prudence, and temperance, the deontological virtue of justice, and the broadly humane virtue of reciprocal philanthropy (which, needless to say, is also a good thing).
Thus, three moral cheers for laissez-faire, since there is not only hardly anything as efficient, but also hardly anything as fair.
Labels:
capitalism,
entrepreneurship,
ethics,
free market,
morality,
philosophy
Konserwatyzm, libertarianizm i selekcja kulturowa
Konserwatysta - w najlepszym tego słowa znaczeniu - to nie ktoś, kto widzi wartość w tradycji z uwagi na strach przed zmianami czy upatrywanie porządku w rutynie, ale z uwagi na to, że tradycja jest czymś, co przetrwało długofalowy proces selekcji kulturowej, a więc z dużym prawdopodobieństwem zawiera w sobie "mądrość wieków" sprzyjającą społecznemu rozwojowi.
Trudność polega w tym kontekście na tym, że czasem tradycja zakleszcza społeczeństwa w stanie stagnacyjnej równowagi, która w żadnym stopniu nie służy ich rozwojowi. Dzieje się tak np. wtedy, gdy jest ona oparta na uprzedzeniach, przesądach czy wsparciu zinstytucjonalizowanej przemocy.
Jak więc oddzielić tradycje "dobre" od "złych", warte konserwowania od wartych zniknięcia? Jedynym skutecznym sposobem wydaje się być w tym kontekście zdanie się na szeroko rozumiane wartości libertariańskie - bezwarunkowy szacunek dla wolności osobistej, swobodną konkurencję, swobodny przepływ kapitału intelektualnego i kulturowego, kreatywną destrukcję i społeczną przedsiębiorczość. Wartości te oczyszczają proces selekcji kulturowej, podporządkowując ją wyłącznie kryterium suwerennych wyborów ogółu pokojowo nastawionych konsumentów kultury, mających do wyboru jak najszerszą paletę opcji. W tego rodzaju warunkach tradycje oparte na wsparciu zinstytucjonalizowanej przemocy zostają szybko obnażone jako instrumenty propagandy i społecznej kontroli, zaś te oparte na przesądach i uprzedzeniach - jako przejawy lenistwa umysłowego i postrzegania świata przez pryzmat prymitywnego trybalizmu. Innymi słowy, są one szybko obnażane jako niewarte konserwowania przez jakiekolwiek szanujące się intelektualnie i moralnie społeczeństwo.
Podsumowując, chcąc wiedzieć, które z istniejących tradycji kulturowych są z racjonalnego punktu widzenia warte konserwowania, i chcąc nadać selekcji kulturowej kierunek jak najzgodniejszy z wyróżniającymi elementami ludzkiej natury (takimi jak indywidualna kreatywność i zdolność do społecznej współpracy), każdy szanujący się intelektualnie i moralnie konserwatysta powinien stać się libertarianinem i sprzyjać powstawaniu globalnej "metakultury" opartej na libertariańskich wartościach.
Trudność polega w tym kontekście na tym, że czasem tradycja zakleszcza społeczeństwa w stanie stagnacyjnej równowagi, która w żadnym stopniu nie służy ich rozwojowi. Dzieje się tak np. wtedy, gdy jest ona oparta na uprzedzeniach, przesądach czy wsparciu zinstytucjonalizowanej przemocy.
Jak więc oddzielić tradycje "dobre" od "złych", warte konserwowania od wartych zniknięcia? Jedynym skutecznym sposobem wydaje się być w tym kontekście zdanie się na szeroko rozumiane wartości libertariańskie - bezwarunkowy szacunek dla wolności osobistej, swobodną konkurencję, swobodny przepływ kapitału intelektualnego i kulturowego, kreatywną destrukcję i społeczną przedsiębiorczość. Wartości te oczyszczają proces selekcji kulturowej, podporządkowując ją wyłącznie kryterium suwerennych wyborów ogółu pokojowo nastawionych konsumentów kultury, mających do wyboru jak najszerszą paletę opcji. W tego rodzaju warunkach tradycje oparte na wsparciu zinstytucjonalizowanej przemocy zostają szybko obnażone jako instrumenty propagandy i społecznej kontroli, zaś te oparte na przesądach i uprzedzeniach - jako przejawy lenistwa umysłowego i postrzegania świata przez pryzmat prymitywnego trybalizmu. Innymi słowy, są one szybko obnażane jako niewarte konserwowania przez jakiekolwiek szanujące się intelektualnie i moralnie społeczeństwo.
Podsumowując, chcąc wiedzieć, które z istniejących tradycji kulturowych są z racjonalnego punktu widzenia warte konserwowania, i chcąc nadać selekcji kulturowej kierunek jak najzgodniejszy z wyróżniającymi elementami ludzkiej natury (takimi jak indywidualna kreatywność i zdolność do społecznej współpracy), każdy szanujący się intelektualnie i moralnie konserwatysta powinien stać się libertarianinem i sprzyjać powstawaniu globalnej "metakultury" opartej na libertariańskich wartościach.
Labels:
ewolucja,
konkurencja,
konserwatyzm,
kultura,
libertarianizm
Saturday, June 27, 2015
On the Verge of the Second Entrepreneurial Turn
Up until recent days, the history of humankind has been primarily a history of organized violence – wars, conquests, raids, slavery, oppression, and persecution. Entrepreneurs provided goods and services, but the attention of both the common man and the social scientist has been turned primarily toward the ruling caste of parasitic exploiters. It seems likely that this unfortunate state of affairs has been chiefly the result of the operation of some of the more unsavory features of our evolutionary heritage.
And yet some encouraging things happened along the way. In roughly the 17th and 18th centuries, the combination of the right moral and economic ideas (spontaneous order theory, the concept of the invisible hand, and the philosophy of natural rights to life, liberty and property), their widespread dissemination through the printing press, and the migration to America of a self-selected group willing to create a new society built around these concepts ushered in a qualitatively different era. For the first time in history, the entrepreneur has been widely and explicitly recognized as the driving force of civilizational progress, while the ruler has been demoted to at best a necessary evil. The first entrepreneurial turn has taken place, and humankind has finally managed to shake off at least part of its unfortunate primordial heritage.
Since then there admittedly have been several bumps and reversals along the way from violent primitivism to peaceful civilization, but overcoming them has only made the relevant ideas and practices more robust and refined. To use Taleb’s phrase, entrepreneurship is anti-fragile, and so are the ideas that make the world safe for its unhindered development. In their original formulation, they conceded a role for organized violence and even suggested that it is necessary for the smooth operation of entrepreneurial ventures. Perhaps it was precisely this concession that allowed organized violence to feed off the wealth-creating energy of entrepreneurial individuals and grow more deadly than ever before. And perhaps it was precisely this unfortunate result that prompted the contemporary rethinking of the economic and ethical foundations of entrepreneurship.
If the defining features of the entrepreneurial market process – creative destruction, alertness to unexploited profit opportunities, and economic calculation projected into the uncertain future – are so conducive to the efficient production of goods and services, why should they not be equally conducive to the efficient production of institutional frameworks that facilitate their unhindered operation? This is the central question that propels the second entrepreneurial turn – the theoretical and practical exploration of entrepreneurship as a multi-level phenomenon, operating not only within given institutional frameworks, but across them as well, and seen not only as a result of their existence, but also as the driving force behind their emergence.
This question becomes particularly interesting and relevant in the context of entrepreneurial provision of law and order. There, logical reflection backed by ample empirical case studies suggests that entrepreneurial competition might be uniquely suited to instantiate the kind of institutional features that Enlightenment scholars attributed to the optimal form of government. For instance, it might be the case that a network of multiple private protection and arbitration agencies vying for clients on the basis of service quality is uniquely suited to establishing a genuine and effective checks-and-balances system.
The possibilities opened by the first entrepreneurial turn were still limited by the existence of the allegedly necessary evil of institutionalized violence. The possibilities opened by the second entrepreneurial turn can be endless. The information age provides ample illustration of this optimistic perspective – we have already witnessed the entrepreneurial creation of many sophisticated institutional frameworks in the digital space, frameworks that are genuinely self-policing and that offer its users a multitude of extraordinary services. The Bitcoin infrastructure and Wikipedia are just two of the most obvious examples in this context. One can only wonder how extraordinary the results of unleashing the same entrepreneurial spirit in “physical” space would be.
Violence, especially in its organized and centralized form, necessarily eliminates all competition in the area of creating institutional frameworks for entrepreneurial action. Thus, it eliminates a practically infinite number of opportunities for commercial and broadly social advancement, offering in return what, due to its monopolistic, coercive nature can hardly be said to meet the logical criteria of a genuine good or service. One might hope that the time is ripe for this realization to provide a powerful catalyst for the second entrepreneurial turn, the one that will bring to completion the civilizing process of substituting cooperative liberty for parasitic power.
And yet some encouraging things happened along the way. In roughly the 17th and 18th centuries, the combination of the right moral and economic ideas (spontaneous order theory, the concept of the invisible hand, and the philosophy of natural rights to life, liberty and property), their widespread dissemination through the printing press, and the migration to America of a self-selected group willing to create a new society built around these concepts ushered in a qualitatively different era. For the first time in history, the entrepreneur has been widely and explicitly recognized as the driving force of civilizational progress, while the ruler has been demoted to at best a necessary evil. The first entrepreneurial turn has taken place, and humankind has finally managed to shake off at least part of its unfortunate primordial heritage.
Since then there admittedly have been several bumps and reversals along the way from violent primitivism to peaceful civilization, but overcoming them has only made the relevant ideas and practices more robust and refined. To use Taleb’s phrase, entrepreneurship is anti-fragile, and so are the ideas that make the world safe for its unhindered development. In their original formulation, they conceded a role for organized violence and even suggested that it is necessary for the smooth operation of entrepreneurial ventures. Perhaps it was precisely this concession that allowed organized violence to feed off the wealth-creating energy of entrepreneurial individuals and grow more deadly than ever before. And perhaps it was precisely this unfortunate result that prompted the contemporary rethinking of the economic and ethical foundations of entrepreneurship.
If the defining features of the entrepreneurial market process – creative destruction, alertness to unexploited profit opportunities, and economic calculation projected into the uncertain future – are so conducive to the efficient production of goods and services, why should they not be equally conducive to the efficient production of institutional frameworks that facilitate their unhindered operation? This is the central question that propels the second entrepreneurial turn – the theoretical and practical exploration of entrepreneurship as a multi-level phenomenon, operating not only within given institutional frameworks, but across them as well, and seen not only as a result of their existence, but also as the driving force behind their emergence.
This question becomes particularly interesting and relevant in the context of entrepreneurial provision of law and order. There, logical reflection backed by ample empirical case studies suggests that entrepreneurial competition might be uniquely suited to instantiate the kind of institutional features that Enlightenment scholars attributed to the optimal form of government. For instance, it might be the case that a network of multiple private protection and arbitration agencies vying for clients on the basis of service quality is uniquely suited to establishing a genuine and effective checks-and-balances system.
The possibilities opened by the first entrepreneurial turn were still limited by the existence of the allegedly necessary evil of institutionalized violence. The possibilities opened by the second entrepreneurial turn can be endless. The information age provides ample illustration of this optimistic perspective – we have already witnessed the entrepreneurial creation of many sophisticated institutional frameworks in the digital space, frameworks that are genuinely self-policing and that offer its users a multitude of extraordinary services. The Bitcoin infrastructure and Wikipedia are just two of the most obvious examples in this context. One can only wonder how extraordinary the results of unleashing the same entrepreneurial spirit in “physical” space would be.
Violence, especially in its organized and centralized form, necessarily eliminates all competition in the area of creating institutional frameworks for entrepreneurial action. Thus, it eliminates a practically infinite number of opportunities for commercial and broadly social advancement, offering in return what, due to its monopolistic, coercive nature can hardly be said to meet the logical criteria of a genuine good or service. One might hope that the time is ripe for this realization to provide a powerful catalyst for the second entrepreneurial turn, the one that will bring to completion the civilizing process of substituting cooperative liberty for parasitic power.
Labels:
civilization,
entrepreneurship,
free market,
history,
progress,
violence
Sunday, June 21, 2015
The Pith of Life: Aphorisms in Honor of Liberty
My collection of over 600 liberty-themed aphorisms, entitled "The Pith of Life: Aphorisms in Honor of Liberty", is now available for purchase.
I believe that the form of aphorism, with its motto of maximum content in minimum space, has great potential for promoting the cause of liberty, especially given the information age’s healthy preference for brevity. The beauty of an aphorism is that it does not have to sacrifice brevity for depth, just as liberty does not have to sacrifice efficiency for equity: their best features reinforce one another rather than being opposed. Perhaps in this sense liberty is the most aphoristic of human qualities and the aphorism is the most libertarian of literary forms.
If you believe likewise, I invite you to purchase, recommend, and share this collection, so that the numbers of liberty lovers may grow. It is my hope that in the context of furthering this process, the terseness of an aphorism can usefully complement the comprehensiveness of a philosophical treatise and the poignancy of a novel. In other words, it is my hope that the message of liberty – the pith of our life – is well suited to be conveyed in a literary form that, at its best, is as pithy as it is lively.
PS. Only the Kindle version is available at the moment, but the print-on-demand option will be added shortly.
I believe that the form of aphorism, with its motto of maximum content in minimum space, has great potential for promoting the cause of liberty, especially given the information age’s healthy preference for brevity. The beauty of an aphorism is that it does not have to sacrifice brevity for depth, just as liberty does not have to sacrifice efficiency for equity: their best features reinforce one another rather than being opposed. Perhaps in this sense liberty is the most aphoristic of human qualities and the aphorism is the most libertarian of literary forms.
If you believe likewise, I invite you to purchase, recommend, and share this collection, so that the numbers of liberty lovers may grow. It is my hope that in the context of furthering this process, the terseness of an aphorism can usefully complement the comprehensiveness of a philosophical treatise and the poignancy of a novel. In other words, it is my hope that the message of liberty – the pith of our life – is well suited to be conveyed in a literary form that, at its best, is as pithy as it is lively.
PS. Only the Kindle version is available at the moment, but the print-on-demand option will be added shortly.
Labels:
aphorism,
education,
libertarianism,
liberty,
literature,
voluntaryism
Friday, June 19, 2015
Libertarianizm a krytyka kultury masowej
Nawet największa wartość ma na tym niedoskonałym świecie swoją ciemną, a przynajmniej szarawą stronę. Wolność osobista prowadzi do dobrobytu, dobrobyt do możliwości poświęcania przez szerokie masy coraz większej ilości wolnego czasu na rozrywkę, a to z kolei do zdominowania przestrzeni kulturowej przez rozmaite formy kultury masowej, w tym takie, które nie grzeszą ani smakiem, ani zawartością intelektualną, osuwając się w wulgarność i kicz, albo nieudolnie próbują nimi grzeszyć, osuwając się w pretensjonalność i kabotyństwo.
Zastanawiające jest w tym kontekście, jak wiele czasu niektórzy rzekomi zwolennicy wolności osobistej zdają się poświęcać wyrażaniu ostentacyjnej pogardy wobec różnych przejawów tejże kultury, wyraźnie pragnąc ponapawać się własną domniemaną wyższością intelektualną i estetyczną.
Można by tu powiedzieć: a co w tym złego? Skoro, jako zwolennicy wolności osobistej, tolerujemy wszelkie pokojowe przejawy zaspokajania swoich potrzeb rozrywkowych, to, chcąc mimo wszystko dać odpór co bardziej prymitywnym czy groteskowym z nich, kierujemy przeciw nim nie ostrze autorytarnego miecza, ale ostrze drwiącej ironii. Tym samym trafiamy dwie sroki jednym kamieniem.
I zgoda, zasadniczo nie ma w tym procederze nic złego, ale warto zwrócić w tym kontekście uwagę na to, że: 1) niektórzy "wolnościowi" krytycy popkulturowej wulgarności, pretensjonalności i egzaltacji sami bardzo szybko i bardzo łatwo popadają w nie lepszą wulgarność, pretensjonalność i egzaltację 2) zbytnia i zbyt częsta koncentracja na tego rodzaju tematyce powinna skłonić ich do refleksji, czy wciąż nie czują się oni czasem dość niepewnie i nieszczerze w swoim umiłowaniu wolności osobistej, mówiąc sobie nieraz w duchu: wolność osobista tak, ale tylko dla tych, którzy na nią pod względem intelektualnym i estetycznym zasługują, 3) pamiętając o zasadzie kosztów alternatywnych, powinni oni zastanowić się, czy wspomniane wyżej ostrze drwiącej ironii nie lepiej jednak zwracać niemal wyłącznie w kierunku nie tych, którzy czynią z wolności osobistej ich zdaniem obiektywnie niewłaściwy intelektualnie czy estetycznie użytek, ale w kierunku tych, którzy chcą wolność osobistą osłabiać i ograniczać (przynajmniej tak długo, jak ci drudzy stanowią niebezpiecznie dużą i wpływową grupę).
I wreszcie 4) pamiętając o zasadzie kosztów alternatywnych, powinni oni zdać sobie sprawę z tego, że nawet od najbardziej subtelnie ironicznego pastwienia się nad intelektualną i estetyczną miałkością pewnych przejawów kultury masowej nie przybędzie w świecie zbyt wiele intelektualnie i estetycznie głębokich przejawów kultury "wysokiej" - a przynajmniej zdecydowanie nie tyle, ile mogłoby przybyć wskutek bezpośredniego skupienia się na dużo bardziej wymagającym zadaniu używania swojej wolności osobistej do budowania tejże kultury.
Zastanawiające jest w tym kontekście, jak wiele czasu niektórzy rzekomi zwolennicy wolności osobistej zdają się poświęcać wyrażaniu ostentacyjnej pogardy wobec różnych przejawów tejże kultury, wyraźnie pragnąc ponapawać się własną domniemaną wyższością intelektualną i estetyczną.
Można by tu powiedzieć: a co w tym złego? Skoro, jako zwolennicy wolności osobistej, tolerujemy wszelkie pokojowe przejawy zaspokajania swoich potrzeb rozrywkowych, to, chcąc mimo wszystko dać odpór co bardziej prymitywnym czy groteskowym z nich, kierujemy przeciw nim nie ostrze autorytarnego miecza, ale ostrze drwiącej ironii. Tym samym trafiamy dwie sroki jednym kamieniem.
I zgoda, zasadniczo nie ma w tym procederze nic złego, ale warto zwrócić w tym kontekście uwagę na to, że: 1) niektórzy "wolnościowi" krytycy popkulturowej wulgarności, pretensjonalności i egzaltacji sami bardzo szybko i bardzo łatwo popadają w nie lepszą wulgarność, pretensjonalność i egzaltację 2) zbytnia i zbyt częsta koncentracja na tego rodzaju tematyce powinna skłonić ich do refleksji, czy wciąż nie czują się oni czasem dość niepewnie i nieszczerze w swoim umiłowaniu wolności osobistej, mówiąc sobie nieraz w duchu: wolność osobista tak, ale tylko dla tych, którzy na nią pod względem intelektualnym i estetycznym zasługują, 3) pamiętając o zasadzie kosztów alternatywnych, powinni oni zastanowić się, czy wspomniane wyżej ostrze drwiącej ironii nie lepiej jednak zwracać niemal wyłącznie w kierunku nie tych, którzy czynią z wolności osobistej ich zdaniem obiektywnie niewłaściwy intelektualnie czy estetycznie użytek, ale w kierunku tych, którzy chcą wolność osobistą osłabiać i ograniczać (przynajmniej tak długo, jak ci drudzy stanowią niebezpiecznie dużą i wpływową grupę).
I wreszcie 4) pamiętając o zasadzie kosztów alternatywnych, powinni oni zdać sobie sprawę z tego, że nawet od najbardziej subtelnie ironicznego pastwienia się nad intelektualną i estetyczną miałkością pewnych przejawów kultury masowej nie przybędzie w świecie zbyt wiele intelektualnie i estetycznie głębokich przejawów kultury "wysokiej" - a przynajmniej zdecydowanie nie tyle, ile mogłoby przybyć wskutek bezpośredniego skupienia się na dużo bardziej wymagającym zadaniu używania swojej wolności osobistej do budowania tejże kultury.
Labels:
edukacja,
kultura,
rozrywka,
wolność,
wolność słowa
Sunday, June 14, 2015
"Public Intellectuals", Entrepreneurial Innovators, and the Quest for Civilized Society
Perhaps one of the most encouraging signs that humankind is steadily moving from a command society to a commercial society is that the prestige of the "public intellectual" is all but gone. There are no Einsteins and Freuds anymore - intellectuals whose names everyone knows and by whose ideas everyone is at least subconsciously influenced. The ones who are nowadays revered for their intellectual accomplishments are not academic theoreticians, but entrepreneurial innovators, such as Gates, Jobs, and Zuckerberg (or Satoshi Nakamoto in the case of the slightly more initiated).
This is a good, intellectually and morally healthy development, an indication that intellectual reverence is directed where it is due - towards those whose proposals and their implementations won in the free marketplace of ideas regarding how to make life for the masses unimaginably more convenient, fair, and pleasant. This seems to indicate that there is a widespread, at least subconscious recognition of the fact that what is needed for material, cultural and moral progress of the humankind is not "great", totalizing ideas and "great statesmen" to implement them, but competitive, trial-and-error based intellectual entrepreneurship operating in a highly decentralized, contractual world.
This, as far as I'm concerned, is an intellectually, morally, and aesthetically inspiring vision of civilized society that we should all strive to promote as a practical ideal and implement as a practical reality.
This is a good, intellectually and morally healthy development, an indication that intellectual reverence is directed where it is due - towards those whose proposals and their implementations won in the free marketplace of ideas regarding how to make life for the masses unimaginably more convenient, fair, and pleasant. This seems to indicate that there is a widespread, at least subconscious recognition of the fact that what is needed for material, cultural and moral progress of the humankind is not "great", totalizing ideas and "great statesmen" to implement them, but competitive, trial-and-error based intellectual entrepreneurship operating in a highly decentralized, contractual world.
This, as far as I'm concerned, is an intellectually, morally, and aesthetically inspiring vision of civilized society that we should all strive to promote as a practical ideal and implement as a practical reality.
Labels:
academia,
bitcoin,
entrepreneurship,
innovation,
progress
Czy rynkowi przedsiębiorcy są winni część swoich zysków państwu?
Twierdzić, że przedsiębiorcy są winni część swoich zysków państwu, gdyż korzystają z "usług publicznych", to jak twierdzić, że niewolnicy są winni posłuszeństwo swojemu panu, gdyż dostają od niego wyżywienie i dach nad głową.
Labels:
biznes,
kapitalizm,
liberalizm,
niewolnictwo,
państwo,
podatki,
przedsiębiorczość
Wednesday, June 10, 2015
Kardynalny dylemat "opiekuńczego" etatyzmu
Każda forma "opiekuńczego" etatyzmu staje przed następującym logicznym dylematem:
1. Państwa, nie posiadając żadnych własnych dochodów, chcąc zrealizować swoje "opiekuńcze" obietnice muszą podejmować regularne próby wywłaszczania ogółu produktywnych jednostek z owoców ich pracy. Jako że jednak nikt nie lubi być wywłaszczany, owe produktywne jednostki, stając w obliczu tego rodzaju konfiskacyjnych zapędów zawsze korzystają z różnych sposobów zabezpieczania owoców swojej pracy - przenosząc je do rajów podatkowych, wykorzystując luki w prawie podatkowym, przenosząc swoją działalność do szarej strefy, angażując się w lobbing polityczny, itp. Im więcej więc państwo obieca swojej klienteli, w tym większym stopniu będzie musiało wywłaszczać ogół produktywnych jednostek, a w im większym stopniu będzie próbowało je wywłaszczać, tym mniej ostatecznie uzyska. Innymi słowy, im więcej rzekomo zagwarantuje, tym bardziej czcze będą to zapewnienia.
2. Jeśli jednak danemu państwu uda się stworzyć na tyle rozbudowany i bezwzględny system finansowych represji, że produktywne jednostki nie będą w stanie ocalić owoców swojej pracy przy wykorzystaniu którejkolwiek z wyżej wymienionych metod, to będzie to oznaczało zniszczenie systemu wolnej przedsiębiorczości i tworzonego przez nią bogactwa - w tego rodzaju scenariuszu przedsiębiorcy zrezygnują z produktywnej działalności, przekształcą się w dotkniętych syndromem sztokholmskim niewydajnych wyrobników, lub wręcz przyłączą się do klasy biurokratycznych grabieżców. Tak więc w im większym stopniu monopolistyczny aparat opresji będzie skutecznie wywłaszczał ogół produktywnych jednostek, tym mniej ostatecznie uzyska. Innymi słowy, również w tym przypadku im więcej państwo rzekomo zagwarantuje swojej klienteli, tym bardziej czcze będą to zapewnienia.
Podsumowując, zasadniczy dylemat logiczny, który czyni niemożliwym skuteczne funkcjonowanie jakiejkolwiek formy "opiekuńczego" etatyzmu, brzmi następująco: jak długo działa system wolnej przedsiębiorczości, generujący bogactwo mające w zamierzeniu sfinansować "opiekuńcze" programy państwowe, tak długo jego uczestnicy będą w stanie skutecznie chronić owoce swojej pracy przed zakusami monopolistycznego aparatu opresji. Wtedy natomiast, gdy monopolistyczny aparat opresji stanie się na tyle silny, że uczestnicy systemu wolnej przedsiębiorczości nie będą już w stanie chronić przed jego zakusami owoców swojej pracy, system ów ulegnie zniszczeniu, a wraz z nim bogactwo mające w zamierzeniu sfinansować "opiekuńcze" programy państwowe. Tertium non datur. Innymi słowy, tak jak, co wykazał Ludwig von Mises, logicznie niemożliwe jest istnienie skutecznie działającej gospodarki socjalistycznej, tak równie logicznie niemożliwe jest skuteczne funkcjonowanie gospodarki interwencjonistyczno-"opiekuńczej". Im wcześniej wszyscy członkowie danego społeczeństwa zdadzą sobie z tego sprawę, tym lepiej będzie to rokowało dla jego gospodarczej, moralnej i kulturowej przyszłości.
1. Państwa, nie posiadając żadnych własnych dochodów, chcąc zrealizować swoje "opiekuńcze" obietnice muszą podejmować regularne próby wywłaszczania ogółu produktywnych jednostek z owoców ich pracy. Jako że jednak nikt nie lubi być wywłaszczany, owe produktywne jednostki, stając w obliczu tego rodzaju konfiskacyjnych zapędów zawsze korzystają z różnych sposobów zabezpieczania owoców swojej pracy - przenosząc je do rajów podatkowych, wykorzystując luki w prawie podatkowym, przenosząc swoją działalność do szarej strefy, angażując się w lobbing polityczny, itp. Im więcej więc państwo obieca swojej klienteli, w tym większym stopniu będzie musiało wywłaszczać ogół produktywnych jednostek, a w im większym stopniu będzie próbowało je wywłaszczać, tym mniej ostatecznie uzyska. Innymi słowy, im więcej rzekomo zagwarantuje, tym bardziej czcze będą to zapewnienia.
2. Jeśli jednak danemu państwu uda się stworzyć na tyle rozbudowany i bezwzględny system finansowych represji, że produktywne jednostki nie będą w stanie ocalić owoców swojej pracy przy wykorzystaniu którejkolwiek z wyżej wymienionych metod, to będzie to oznaczało zniszczenie systemu wolnej przedsiębiorczości i tworzonego przez nią bogactwa - w tego rodzaju scenariuszu przedsiębiorcy zrezygnują z produktywnej działalności, przekształcą się w dotkniętych syndromem sztokholmskim niewydajnych wyrobników, lub wręcz przyłączą się do klasy biurokratycznych grabieżców. Tak więc w im większym stopniu monopolistyczny aparat opresji będzie skutecznie wywłaszczał ogół produktywnych jednostek, tym mniej ostatecznie uzyska. Innymi słowy, również w tym przypadku im więcej państwo rzekomo zagwarantuje swojej klienteli, tym bardziej czcze będą to zapewnienia.
Podsumowując, zasadniczy dylemat logiczny, który czyni niemożliwym skuteczne funkcjonowanie jakiejkolwiek formy "opiekuńczego" etatyzmu, brzmi następująco: jak długo działa system wolnej przedsiębiorczości, generujący bogactwo mające w zamierzeniu sfinansować "opiekuńcze" programy państwowe, tak długo jego uczestnicy będą w stanie skutecznie chronić owoce swojej pracy przed zakusami monopolistycznego aparatu opresji. Wtedy natomiast, gdy monopolistyczny aparat opresji stanie się na tyle silny, że uczestnicy systemu wolnej przedsiębiorczości nie będą już w stanie chronić przed jego zakusami owoców swojej pracy, system ów ulegnie zniszczeniu, a wraz z nim bogactwo mające w zamierzeniu sfinansować "opiekuńcze" programy państwowe. Tertium non datur. Innymi słowy, tak jak, co wykazał Ludwig von Mises, logicznie niemożliwe jest istnienie skutecznie działającej gospodarki socjalistycznej, tak równie logicznie niemożliwe jest skuteczne funkcjonowanie gospodarki interwencjonistyczno-"opiekuńczej". Im wcześniej wszyscy członkowie danego społeczeństwa zdadzą sobie z tego sprawę, tym lepiej będzie to rokowało dla jego gospodarczej, moralnej i kulturowej przyszłości.
Labels:
dylemat,
etatyzm,
gospodarka,
logika,
podatki,
przedsiębiorczość,
socjaldemokracja
Subscribe to:
Posts (Atom)