Istnieją dwa główne znaczenia słowa "utopia" - jest to albo społeczeństwo funkcjonujące w sposób znacznie lepszy niż istniejące społeczeństwa, albo społeczeństwo, które jest w stanie funkcjonować znacznie lepiej od istniejących społeczeństw wyłącznie w wyobrażeniach jego zwolenników, które to wyobrażenia są jednakże niemożliwe do zrealizowania.
Historia idei zna przykłady obu wymienionych wyżej typów utopii. Abolicjonizm i klasyczny liberalizm proponowały utopie w pierwszym tego słowa znaczeniu - logicznie spójne i zgodne z ludzką naturą - które tym samym zostały w znacznej mierze zrealizowane, choć wymagało to dużego wysiłku intelektualnego i moralnego znacznej liczby osób. Do dziś możemy się w związku z tym cieszyć wieloma elementami ich spuścizny, takimi jak wolność słowa, nieistnienie dziedzicznych przywilejów klasowych, nieistnienie usankcjonowanej prawnie dyskryminacji rasowej i płciowej, itd.
Komunizm i - w mniejszej mierze - socjaldemokratyzm proponowały z kolei utopie w drugim tego słowa znaczeniu, dlatego też rezultaty prób ich realizacji były zawsze mniej lub bardziej dystopijne. Logiczna niemożliwość komunizmu polega na założeniu, że może istnieć racjonalnie alokująca zasoby gospodarka w ramach której nie istnieje system cenowy swobodnie wykształcający się wskutek przedsiębiorczej konkurencji. Logiczna niemożliwość socjaldemokratyzmu polega na założeniu, że przedsiębiorcy mogą być skuteczni w zakresie wypracowywania zysku nie będąc jednocześnie skutecznymi w zakresie chronienia tegoż zysku przed zakusami monopolistycznego aparatu przemocy chcącego ich regularnie wywłaszczać w celu utrzymywania "systemu opiekuńczego".
Tymczasem abolicjonizm ani klasyczny liberalizm nie były uwikłane w żadne tego rodzaju logiczne sprzeczności. Nie jest w nie również uwikłany libertarianizm, który postuluje doprowadzenie spuścizny klasycznego liberalizmu do jej logicznego zwieńczenia - tzn. do kategorycznego uznania, że równość wobec naturalnych praw człowieka, takich jak prawo do nietykalności cielesnej, swobody działania i własności prywatnej, wyklucza moralnie możliwość rządzenia jednych przez drugich.
Podsumowując, ilekroć ktoś nazywa libertarianizm filozofią utopijną, należy go zapytać, jaki typ utopijności ma on na myśli, i czy odróżnia logicznie spójne, historycznie zrealizowane dobre utopie od logicznie niemożliwych złych utopii, próby realizacji których wyrządziły ludzkości tyle szkód. Następnie zaś należy go zapytać, czy, zrozumiawszy powyższe rozróżnienie, w dalszym ciągu uważa on właściwie rozumianą utopijność danej filozofii za bezwzględny wobec niej zarzut.
Saturday, May 30, 2015
Friday, May 29, 2015
O intelektualnie obraźliwej "logice" etatyzmu
Tam, gdzie wolny rynek jest na wczesnym etapie rozwoju i w związku z tym wytwarza stosunkowo niewiele dóbr i usług, tam etatyści gardłują, że należy zastąpić niewydolną "anarchię produkcji" biurokratycznym, "uporządkowanym" centralnym sterowaniem lub protekcjonizmem umożliwiającym rzekome "wyrównanie szans" między lokalną a globalną gospodarką.
Tam, gdzie wolny rynek jest na zaawansowanym etapie rozwoju i w związku z tym wytwarza mnóstwo dóbr i usług, tam etatyści gardłują o potrzebie wprowadzenia "regulacji" ograniczających rzekomą dewastację środowiska i zniechęcających społeczeństwo do nadmiernego "konsumpcjonizmu".
Tam, gdzie wolny rynek jest na wczesnym etapie rozwoju i w związku z tym nie wytwarza zbyt wielu innowacji technologicznych, tam etatyści gardłują o potrzebie zwiększenia "wydatków publicznych" na badania i rozwój.
Tam, gdzie wolny rynek jest na zaawansowanym etapie rozwoju i w związku z tym wytwarza mnóstwo innowacji technologicznych, tam etatyści gardłują o potrzebie wprowadzenia "bezwarunkowego dochodu gwarantowanego" celem "zapewnienia godnego życia" wszystkim rzekomo pozbawionym pracy wskutek automatyzacji.
Tam, gdzie, z uwagi na ich wysokie koszty produkcji lub unikatowe, wysoce pożądane cechy, przedsiębiorcy sprzedają pewne dobra po wysokich cenach, tam etatyści gardłują o potrzebie siłowego złamania "zmowy monopolistów".
Tam, gdzie, z uwagi na ich niskie koszty produkcji lub stosunkowo niewielką przydatność, przedsiębiorcy sprzedają pewne dobra po niskich cenach, tam etatyści gardłują o potrzebie politycznej walki z "dumpingiem cenowym".
Tam, gdzie przedsiębiorcy zachowują dla siebie całość wypracowanych przez siebie zysków i w związku z tym chętnie angażują się w działalność charytatywną, tam etatyści gardłują o potrzebie zastąpienia "doraźnej jałmużny" "systemowymi rozwiązaniami państwa opiekuńczego".
Tam, gdzie przedsiębiorcy zachowują dla siebie niewielką część wypracowanych przez siebie zysków i w związku z tym niechętnie angażują się w działalność charytatywną, tam etatyści gardłują przeciwko "korporacyjnej chciwości" i za wprowadzeniem "podatku od bogactwa".
Innymi słowy, jedynym celem etatysty jest zawsze i wszędzie chęć zniewolenia i zdemoralizowania wolnych, produktywnych jednostek i leczenie swojego poczucia niższości poprzez zaspokajanie żądzy władzy - wszystkie inne, podawane do publicznej wiadomości uzasadnienia są tu wyłącznie mniej lub bardziej intelektualnie obraźliwymi, propagandowymi wymówkami. Jest to kolejny dowód na to, że autentycznie dobre zamiary można realizować jedynie na bazie działań dobrowolnych, a ich skuteczność można obiektywnie oceniać wyłącznie w warunkach nieskrępowanej konkurencji.
Tam, gdzie wolny rynek jest na zaawansowanym etapie rozwoju i w związku z tym wytwarza mnóstwo dóbr i usług, tam etatyści gardłują o potrzebie wprowadzenia "regulacji" ograniczających rzekomą dewastację środowiska i zniechęcających społeczeństwo do nadmiernego "konsumpcjonizmu".
Tam, gdzie wolny rynek jest na wczesnym etapie rozwoju i w związku z tym nie wytwarza zbyt wielu innowacji technologicznych, tam etatyści gardłują o potrzebie zwiększenia "wydatków publicznych" na badania i rozwój.
Tam, gdzie wolny rynek jest na zaawansowanym etapie rozwoju i w związku z tym wytwarza mnóstwo innowacji technologicznych, tam etatyści gardłują o potrzebie wprowadzenia "bezwarunkowego dochodu gwarantowanego" celem "zapewnienia godnego życia" wszystkim rzekomo pozbawionym pracy wskutek automatyzacji.
Tam, gdzie, z uwagi na ich wysokie koszty produkcji lub unikatowe, wysoce pożądane cechy, przedsiębiorcy sprzedają pewne dobra po wysokich cenach, tam etatyści gardłują o potrzebie siłowego złamania "zmowy monopolistów".
Tam, gdzie, z uwagi na ich niskie koszty produkcji lub stosunkowo niewielką przydatność, przedsiębiorcy sprzedają pewne dobra po niskich cenach, tam etatyści gardłują o potrzebie politycznej walki z "dumpingiem cenowym".
Tam, gdzie przedsiębiorcy zachowują dla siebie całość wypracowanych przez siebie zysków i w związku z tym chętnie angażują się w działalność charytatywną, tam etatyści gardłują o potrzebie zastąpienia "doraźnej jałmużny" "systemowymi rozwiązaniami państwa opiekuńczego".
Tam, gdzie przedsiębiorcy zachowują dla siebie niewielką część wypracowanych przez siebie zysków i w związku z tym niechętnie angażują się w działalność charytatywną, tam etatyści gardłują przeciwko "korporacyjnej chciwości" i za wprowadzeniem "podatku od bogactwa".
Innymi słowy, jedynym celem etatysty jest zawsze i wszędzie chęć zniewolenia i zdemoralizowania wolnych, produktywnych jednostek i leczenie swojego poczucia niższości poprzez zaspokajanie żądzy władzy - wszystkie inne, podawane do publicznej wiadomości uzasadnienia są tu wyłącznie mniej lub bardziej intelektualnie obraźliwymi, propagandowymi wymówkami. Jest to kolejny dowód na to, że autentycznie dobre zamiary można realizować jedynie na bazie działań dobrowolnych, a ich skuteczność można obiektywnie oceniać wyłącznie w warunkach nieskrępowanej konkurencji.
Wednesday, May 27, 2015
Utylitaryzm, deontologia, eudajmonizm, wolność
Zwolennicy teorii utylitarystycznych uważają, że wolność jest przede wszystkim wartością instrumentalną - warunkiem koniecznym zawierania obopólnie korzystnych transakcji, akumulacji zwiększającego krańcową produktywność pracy kapitału, doskonalenia swoich umiejętności i przymiotów charakteru, itp.
Zwolennicy teorii deontologicznych twierdzą natomiast, że wolność jest przede wszystkim wartością konstytutywną - dobrem samym w sobie, możliwość korzystania z którego jest niezbywalnym prawem naturalnym i cechą wyróżniającą istot ludzkich.
Te dwa stanowiska można i warto pogodzić. To właśnie sugerują teorie eudajmonistyczne, zgodnie z którymi instrumentalna wartość wolności wynika po części z jej wartości konstytutywnej i vice versa. Innymi słowy, skuteczność swobodnych działań wynika po części ze statusu wolności jako prawa naturalnego i warunku ludzkiej godności, zaś jej znaczenie dla ludzkiej godności wynika po części z faktu, że dzięki jej odpowiedniemu wykorzystaniu można skutecznie dążyć do realizacji pożądanych konsekwencji.
Podsumowując, wolność jednoczy utylitaryzm i deontologię, dbałość o pozytywne konsekwencje i szacunek dla niezbywalnych praw naturalnych, efektywność i sprawiedliwość. Stąd zajmowane przez nią w filozofii libertariańskiej pierwsze i najważniejsze miejsce w hierarchii wszelkich wartości, i stąd konieczność bezwzględnego dla niej szacunku w ramach cywilizowanego życia.
Zwolennicy teorii deontologicznych twierdzą natomiast, że wolność jest przede wszystkim wartością konstytutywną - dobrem samym w sobie, możliwość korzystania z którego jest niezbywalnym prawem naturalnym i cechą wyróżniającą istot ludzkich.
Te dwa stanowiska można i warto pogodzić. To właśnie sugerują teorie eudajmonistyczne, zgodnie z którymi instrumentalna wartość wolności wynika po części z jej wartości konstytutywnej i vice versa. Innymi słowy, skuteczność swobodnych działań wynika po części ze statusu wolności jako prawa naturalnego i warunku ludzkiej godności, zaś jej znaczenie dla ludzkiej godności wynika po części z faktu, że dzięki jej odpowiedniemu wykorzystaniu można skutecznie dążyć do realizacji pożądanych konsekwencji.
Podsumowując, wolność jednoczy utylitaryzm i deontologię, dbałość o pozytywne konsekwencje i szacunek dla niezbywalnych praw naturalnych, efektywność i sprawiedliwość. Stąd zajmowane przez nią w filozofii libertariańskiej pierwsze i najważniejsze miejsce w hierarchii wszelkich wartości, i stąd konieczność bezwzględnego dla niej szacunku w ramach cywilizowanego życia.
Labels:
deontologia,
etyka,
eudaimonia,
moralność,
utylitaryzm,
wolność
Tuesday, May 26, 2015
Kryzys finansowy, niezamierzone konsekwencje i intelektualna ewolucja
Jakkolwiek z pozoru niewiarygodnie może to zabrzmieć, kryzys finansowy roku 2007 wraz z mającą służyć jego "wyjaśnieniu" propagandową otoczką był jedną z najlepszych rzeczy, jaka mogła się przydarzyć rozwojowi szeroko rozumianej myśli i świadomości wolnościowej.
Oto w stosunkowo spektakularny sposób potknął się system makroekonomicznego komunizmu i korporacyjnego etatyzmu - system oparty w wymiarze mikro na politycznych subsydiach, monopolistycznych przywilejach, licencjach, koncesjach i bailoutach, zaś w wymiarze makro na centralnym sterowaniu stopami procentowymi oraz podażą pieniądza i kredytu. Tymczasem w odpowiedzi na to wydarzenie zastępy głównonurtowych "decydentów", "intelektualistów" i "ekspertów" zaczęły w histeryczny sposób potępiać panujący rzekomo w świecie od trzydziestu lat "nieskrępowany kapitalizm", "rynkowy triumfalizm", "amoralny indywidualizm", itp. Innymi słowy, zgodnie z zasadą "nigdy nie zmarnuj dobrego kryzysu" postanowili oni wykorzystać zaistniałą sytuację do propagandowego urobienia społeczeństwa w kierunku coraz większej uległości wobec monopolistycznych aparatów przemocy i coraz większego przyzwolenia na inżynierię społeczną.
W odniesieniu do pewnych segmentów społeczeństwa ich działania odniosły pożądany efekt. Najbardziej intelektualnie dociekliwa część społeczeństwa, w tym przede wszystkim jego młodsza część, mając dzięki Internetowi do dyspozycji specjalistyczną wiedzę wolną od politycznej kontroli, szybko zdała sobie jednak sprawę z tego, jak komicznie brzmi wspomniana wyżej głównonurtowa propaganda w świetle rzeczywistej konstrukcji systemu gospodarczego i układu działających w nim sił. Po zetknięciu się z dziełami Bastiata, Misesa, Hayeka czy Rothbarda i po zrozumieniu, czym jest naturalna stopa procentowa, pieniądz dekretowany czy prakseologiczna definicja monopolu, ta część społeczeństwa mogła uznać rzeczoną propagandę wyłącznie za próbę ubliżenia jej intelektowi, co dało jej tym większą motywację do zachowania intelektualnej niezależności i zagłębiania się w "heterodoksyjną" wiedzę z zakresu nauk społecznych. Często wiązało się to z przejściem od stosownej literatury o tematyce ekonomicznej do stosownej literatury o tematyce etycznej - dzieł Spoonera, Nocka, Spencera czy Tannehillów - a tym samym z ukształtowaniem się u jej czytelników wszechstronnego światopoglądu wolnościowego, opartego na solidnych podstawach zarówno pozytywnych, jak i normatywnych.
Za wcześnie jest jeszcze, żeby oceniać, czy ten zwrot intelektualny będzie stopniowo promieniował na coraz szersze kręgi społeczne i przekształcał społeczeństwo w kierunku coraz większej dobrowolności i kontraktowości, choć obecne symptomy są w tym zakresie obiecujące. Tak czy inaczej, opisywany wyżej rozwój wypadków stanowi bardzo ciekawe studium złożoności społecznych procesów intelektualnych oraz kluczowej roli, jaką pełnią często w ich rozwoju niezamierzone konsekwencje. Formułując jakiekolwiek społeczne prognozy, należy zawsze o niej pamiętać.
Oto w stosunkowo spektakularny sposób potknął się system makroekonomicznego komunizmu i korporacyjnego etatyzmu - system oparty w wymiarze mikro na politycznych subsydiach, monopolistycznych przywilejach, licencjach, koncesjach i bailoutach, zaś w wymiarze makro na centralnym sterowaniu stopami procentowymi oraz podażą pieniądza i kredytu. Tymczasem w odpowiedzi na to wydarzenie zastępy głównonurtowych "decydentów", "intelektualistów" i "ekspertów" zaczęły w histeryczny sposób potępiać panujący rzekomo w świecie od trzydziestu lat "nieskrępowany kapitalizm", "rynkowy triumfalizm", "amoralny indywidualizm", itp. Innymi słowy, zgodnie z zasadą "nigdy nie zmarnuj dobrego kryzysu" postanowili oni wykorzystać zaistniałą sytuację do propagandowego urobienia społeczeństwa w kierunku coraz większej uległości wobec monopolistycznych aparatów przemocy i coraz większego przyzwolenia na inżynierię społeczną.
W odniesieniu do pewnych segmentów społeczeństwa ich działania odniosły pożądany efekt. Najbardziej intelektualnie dociekliwa część społeczeństwa, w tym przede wszystkim jego młodsza część, mając dzięki Internetowi do dyspozycji specjalistyczną wiedzę wolną od politycznej kontroli, szybko zdała sobie jednak sprawę z tego, jak komicznie brzmi wspomniana wyżej głównonurtowa propaganda w świetle rzeczywistej konstrukcji systemu gospodarczego i układu działających w nim sił. Po zetknięciu się z dziełami Bastiata, Misesa, Hayeka czy Rothbarda i po zrozumieniu, czym jest naturalna stopa procentowa, pieniądz dekretowany czy prakseologiczna definicja monopolu, ta część społeczeństwa mogła uznać rzeczoną propagandę wyłącznie za próbę ubliżenia jej intelektowi, co dało jej tym większą motywację do zachowania intelektualnej niezależności i zagłębiania się w "heterodoksyjną" wiedzę z zakresu nauk społecznych. Często wiązało się to z przejściem od stosownej literatury o tematyce ekonomicznej do stosownej literatury o tematyce etycznej - dzieł Spoonera, Nocka, Spencera czy Tannehillów - a tym samym z ukształtowaniem się u jej czytelników wszechstronnego światopoglądu wolnościowego, opartego na solidnych podstawach zarówno pozytywnych, jak i normatywnych.
Za wcześnie jest jeszcze, żeby oceniać, czy ten zwrot intelektualny będzie stopniowo promieniował na coraz szersze kręgi społeczne i przekształcał społeczeństwo w kierunku coraz większej dobrowolności i kontraktowości, choć obecne symptomy są w tym zakresie obiecujące. Tak czy inaczej, opisywany wyżej rozwój wypadków stanowi bardzo ciekawe studium złożoności społecznych procesów intelektualnych oraz kluczowej roli, jaką pełnią często w ich rozwoju niezamierzone konsekwencje. Formułując jakiekolwiek społeczne prognozy, należy zawsze o niej pamiętać.
Friday, May 22, 2015
Libertarianizm, libertynizm, fanatyzm i kultura
W swojej warstwie konstytutywnej filozofia libertarianizmu jest całkowicie neutralna w odniesieniu do szeroko rozumianych kwestii kulturowych - jedną z jej istotnych przewag konkurencyjnych jest właśnie to, że jedynie jej akceptacja umożliwia pokojowe współżycie osób o odmiennych albo wręcz przeciwstawnych przekonaniach kulturowych, jak długo tylko elementem wspólnym tych przekonań jest poszanowanie dla zasad samoposiadania i nieinicjowania agresji wobec innych osób i ich własności.
Tym samym jednak jej akceptacja wiąże się z istotnymi, pozytywnymi zjawiskami w sferze kultury. Tam, gdzie przestają istnieć wszelkiego rodzaju formalne instytucje dążące do siłowego cenzurowania czy blokowania pewnych pokojowych postaw kulturowych, bądź też do uprzywilejowywania czy promowania pewnych postaw kulturowych przy pomocy środków siłowo odebranych osobom tych postaw niepodzielających, tam znika urok patologicznych form kultury rozumianych jako przejaw buntu wobec systemowej opresji.
Innymi słowy, tam, gdzie nikt nie próbuje w zinstytucjonalizowany sposób siłowo ograniczać np. postaw libertyńskich, czy nawet grzmieć przeciwko nim z piedestału władzy, tam libertynizm traci kusicielską moc zakazanego owocu - rozwiązłość obyczajowa nie pociąga, ale odstręcza swoją banalną ostentacją, pstrokacizna wyglądu i zachowań wzbudza nie podziw, ale politowanie, a odruchowe szydzenie z różnie rozumianych tradycyjnych wartości staje się tak wyraźnie nudne i miałkie, że wzbudza w najlepszym razie wyłącznie wzruszenie ramion. Na tej samej zasadzie społeczeństwo libertariańskie rozbraja też np. pseudoreligijny fanatyzm, który nie jest w stanie wówczas przebrać się w szaty światopoglądu uciśnionych, zepchniętych do podziemia i walczących z "reżimowo-salonowym libertynizmem", tracąc tym samym ideologiczny impet i przegrywając w konkurencji z dojrzałymi, pokojowymi formami duchowości.
Podsumowując, libertarianizm - filozofia bezwarunkowego szacunku dla wolności osobistej we wszelkich jej przejawach - łagodzi obyczaje nie tylko w sensie wyrugowania z relacji międzyludzkich fizycznej agresji, ale też - co jest tego naturalnym następstwem - w sensie zmniejszania atrakcyjności wszelkiego rodzaju kulturowych ekstremizmów i promowania tej nieodrodnej siostry poznawczej pokory, jaką jest obyczajowa wstrzemięźliwość.
PS. Powyższe obserwacje powinny szczególnie uczulać na fakt, że, pomimo pozornego fonetycznego podobieństwa, pojęcia libertarianizmu i libertynizmu nie mają ze sobą wiele, a może nawet nic wspólnego.
Tym samym jednak jej akceptacja wiąże się z istotnymi, pozytywnymi zjawiskami w sferze kultury. Tam, gdzie przestają istnieć wszelkiego rodzaju formalne instytucje dążące do siłowego cenzurowania czy blokowania pewnych pokojowych postaw kulturowych, bądź też do uprzywilejowywania czy promowania pewnych postaw kulturowych przy pomocy środków siłowo odebranych osobom tych postaw niepodzielających, tam znika urok patologicznych form kultury rozumianych jako przejaw buntu wobec systemowej opresji.
Innymi słowy, tam, gdzie nikt nie próbuje w zinstytucjonalizowany sposób siłowo ograniczać np. postaw libertyńskich, czy nawet grzmieć przeciwko nim z piedestału władzy, tam libertynizm traci kusicielską moc zakazanego owocu - rozwiązłość obyczajowa nie pociąga, ale odstręcza swoją banalną ostentacją, pstrokacizna wyglądu i zachowań wzbudza nie podziw, ale politowanie, a odruchowe szydzenie z różnie rozumianych tradycyjnych wartości staje się tak wyraźnie nudne i miałkie, że wzbudza w najlepszym razie wyłącznie wzruszenie ramion. Na tej samej zasadzie społeczeństwo libertariańskie rozbraja też np. pseudoreligijny fanatyzm, który nie jest w stanie wówczas przebrać się w szaty światopoglądu uciśnionych, zepchniętych do podziemia i walczących z "reżimowo-salonowym libertynizmem", tracąc tym samym ideologiczny impet i przegrywając w konkurencji z dojrzałymi, pokojowymi formami duchowości.
Podsumowując, libertarianizm - filozofia bezwarunkowego szacunku dla wolności osobistej we wszelkich jej przejawach - łagodzi obyczaje nie tylko w sensie wyrugowania z relacji międzyludzkich fizycznej agresji, ale też - co jest tego naturalnym następstwem - w sensie zmniejszania atrakcyjności wszelkiego rodzaju kulturowych ekstremizmów i promowania tej nieodrodnej siostry poznawczej pokory, jaką jest obyczajowa wstrzemięźliwość.
PS. Powyższe obserwacje powinny szczególnie uczulać na fakt, że, pomimo pozornego fonetycznego podobieństwa, pojęcia libertarianizmu i libertynizmu nie mają ze sobą wiele, a może nawet nic wspólnego.
Labels:
fanatyzm,
ideologia,
kultura,
libertarianizm,
libertynizm,
psychologia
O krytyce nieistniejącego wolnego rynku
Skonfrontowany ze standardowym zestawem logicznych argumentów na rzecz efektywnościowej i moralnej wyższości wolnego rynku nad interwencjonizmem (istnienie w ramach tego pierwszego konkurencyjnej struktury pobudek prowadzącej do stałego obniżania cen i podwyższania jakości dóbr i usług, systemu cenowego umożliwiającego ich racjonalną wycenę, możliwości szybkiego agregowania rozproszonych informacji związanych ze szczegółowymi okolicznościami miejsca i czasu, konieczności harmonizowania interesu własnego z interesem cudzym w celu osiągnięcia dochodu, itp.), etatysta ucieka się czasem do stwierdzenia, że, owszem, tego rodzaju wyższość wykazywałby prawdziwy wolny rynek, ale prawdziwy wolny rynek nie istniał, nie istnieje i istnieć nie może, bo na działanie rynku zawsze wpływają procesy polityczne, manipulacje lobbystycznych grup interesu, itp.
Tego rodzaju stwierdzenie natychmiast wikła jednak etatystę w nierozwiązywalne sprzeczności logiczne. Skoro bowiem wolny rynek nie istnieje, to przeciwko czemu kieruje on swoją interwencjonistyczną krytykę i wysuwa swoje etatystyczne oskarżenia? Jeśli natomiast mówiąc o rynku ma on na myśli rynek spolitycyzowany, skażony przez biurokratyczno-lobbingowe machinacje, to znaczy, że krytykując go, postuluje jego odpolitycznienie i autentyczne uwolnienie, a tym samym nie może konsekwentnie uważać się za etatystę, jak również trwać przy swoim twierdzeniu, że wolny rynek nie może zaistnieć (gdyż trwanie przy nim czyniłoby jego krytykę całkowicie i świadomie bezsensowną). Innymi słowy, stosując tego rodzaju argumentację, etatysta staje przed następującym wyborem: albo odrzucam etatyzm, albo wszelką logikę.
Tego rodzaju stwierdzenie natychmiast wikła jednak etatystę w nierozwiązywalne sprzeczności logiczne. Skoro bowiem wolny rynek nie istnieje, to przeciwko czemu kieruje on swoją interwencjonistyczną krytykę i wysuwa swoje etatystyczne oskarżenia? Jeśli natomiast mówiąc o rynku ma on na myśli rynek spolitycyzowany, skażony przez biurokratyczno-lobbingowe machinacje, to znaczy, że krytykując go, postuluje jego odpolitycznienie i autentyczne uwolnienie, a tym samym nie może konsekwentnie uważać się za etatystę, jak również trwać przy swoim twierdzeniu, że wolny rynek nie może zaistnieć (gdyż trwanie przy nim czyniłoby jego krytykę całkowicie i świadomie bezsensowną). Innymi słowy, stosując tego rodzaju argumentację, etatysta staje przed następującym wyborem: albo odrzucam etatyzm, albo wszelką logikę.
Thursday, May 21, 2015
Libertarianizm a "globalne dobra publiczne"
Etatyści twierdzą często, że efekt gapowicza uniemożliwia rozwiązywanie problemów o globalnym zasięgu na drodze dobrowolności i rynkowej współpracy. Jako sztandarowy przykład podają oni zazwyczaj w tym kontekście rzekomy problem antropogenicznych zmian klimatycznych.
Na potrzeby argumentu przyjmijmy, że zjawisko szkodliwych antropogenicznych zmian klimatycznych rzeczywiście istnieje. Przyjęcie tego założenia w żaden sposób nie wzmacnia jednak stanowiska etatystycznego, a wręcz przeciwnie. Etatyści twierdzą, że jedynie skoordynowana współpraca terytorialnych aparatów przemocy (państw), albo wręcz powołanie do istnienia globalnego nadzoru klimatycznego, jest w stanie doprowadzić do wystarczającego ograniczenia emisji dwutlenku węgla do atmosfery i wypracowania skutecznych metod wykorzystywania energii odnawialnej.
Tak oczywiście z wielu powodów nie jest. Po pierwsze, terytorialne aparaty przemocy też stają w obliczu efektu gapowicza - w im większym stopniu niektóre z nich subsydiują przemysł energii odnawialnej i penalizują przemysł energii nieodnawialnej, w tym większym stopniu tracą one na gospodarczej konkurencyjności w stosunku do tych ze swoich odpowiedników, które podobnych działań nie podejmują. Po drugie, z uwagi na klasyczne powody natury hayekowskiej żaden terytorialny aparat przemocy nie jest w stanie skutecznie kontrolować całego działającego na danym obszarze przemysłu energetycznego. I po trzecie wreszcie, w im większym stopniu upolitycznione "międzynarodowe organizacje naukowe" będą faszerować społeczeństwa histeryczno-apokaliptyczną propagandą klimatyczną, w tym większym stopniu społeczeństwa będą się im sprzeciwiać, przekonane, że mają do czynienia z bezczelnym, napastliwym neołysenkizmem.
Jeśli więc problem szkodliwych antropogenicznych zmian klimatycznych jest prawdziwy, to skutecznie zaradzić mu może jedynie system dobrowolnej współpracy społecznej, oparty na bezwarunkowym poszanowaniu praw własności prywatnej, przedsiębiorczej konkurencji i pełnej niezależności nauki od polityki. Tylko w takim systemie prywatni przedsiębiorcy będą mieli środki i motywację ku temu, ażeby wypracować autentycznie skuteczne metody wykorzystywania energii odnawialnej, wolne od posądzeń o polityczne kumoterstwo organizacje naukowe będą wypowiadały się językiem nie drażniącej propagandy, ale naukowo zdystansowanej, rzetelnej perswazji, a społeczeństwa będą miały autentyczne powody ku temu, aby, wykorzystując swoją konsumencką suwerenność, wybierać produkty i usługi sprzyjające konserwacji długoterminowej wartości kapitałowej ziemskiego środowiska naturalnego.
Na potrzeby argumentu przyjmijmy, że zjawisko szkodliwych antropogenicznych zmian klimatycznych rzeczywiście istnieje. Przyjęcie tego założenia w żaden sposób nie wzmacnia jednak stanowiska etatystycznego, a wręcz przeciwnie. Etatyści twierdzą, że jedynie skoordynowana współpraca terytorialnych aparatów przemocy (państw), albo wręcz powołanie do istnienia globalnego nadzoru klimatycznego, jest w stanie doprowadzić do wystarczającego ograniczenia emisji dwutlenku węgla do atmosfery i wypracowania skutecznych metod wykorzystywania energii odnawialnej.
Tak oczywiście z wielu powodów nie jest. Po pierwsze, terytorialne aparaty przemocy też stają w obliczu efektu gapowicza - w im większym stopniu niektóre z nich subsydiują przemysł energii odnawialnej i penalizują przemysł energii nieodnawialnej, w tym większym stopniu tracą one na gospodarczej konkurencyjności w stosunku do tych ze swoich odpowiedników, które podobnych działań nie podejmują. Po drugie, z uwagi na klasyczne powody natury hayekowskiej żaden terytorialny aparat przemocy nie jest w stanie skutecznie kontrolować całego działającego na danym obszarze przemysłu energetycznego. I po trzecie wreszcie, w im większym stopniu upolitycznione "międzynarodowe organizacje naukowe" będą faszerować społeczeństwa histeryczno-apokaliptyczną propagandą klimatyczną, w tym większym stopniu społeczeństwa będą się im sprzeciwiać, przekonane, że mają do czynienia z bezczelnym, napastliwym neołysenkizmem.
Jeśli więc problem szkodliwych antropogenicznych zmian klimatycznych jest prawdziwy, to skutecznie zaradzić mu może jedynie system dobrowolnej współpracy społecznej, oparty na bezwarunkowym poszanowaniu praw własności prywatnej, przedsiębiorczej konkurencji i pełnej niezależności nauki od polityki. Tylko w takim systemie prywatni przedsiębiorcy będą mieli środki i motywację ku temu, ażeby wypracować autentycznie skuteczne metody wykorzystywania energii odnawialnej, wolne od posądzeń o polityczne kumoterstwo organizacje naukowe będą wypowiadały się językiem nie drażniącej propagandy, ale naukowo zdystansowanej, rzetelnej perswazji, a społeczeństwa będą miały autentyczne powody ku temu, aby, wykorzystując swoją konsumencką suwerenność, wybierać produkty i usługi sprzyjające konserwacji długoterminowej wartości kapitałowej ziemskiego środowiska naturalnego.
Labels:
dobra publiczne,
ekologia,
etatyzm,
libertarianizm,
zmiany klimatyczne
Wednesday, May 20, 2015
O przyrodzonej niemoralności etatyzmu
W kontekście całościowej oceny etatyzmu, jedyną rzeczą gorszą od jego ekonomicznej nieefektywności jest jego głęboka niemoralność. I rzecz nie jedynie w tym, że jego funkcjonowanie z definicji opiera się na naruszeniach praw jednostek, ale przede wszystkim w tym, że wywiera on głęboko niszczycielski wpływ na kształtowanie się moralnego charakteru jednostek.
Etatyzm, oferując złudne poczucie bezpieczeństwa i fałszywą gwarancję stabilności bytowej, niszczy cnotę odpowiedzialności, w tym przede wszystkim odpowiedzialności za dobrowolnie podjęte zobowiązania. Głosząc propagandę tego, że każdemu prawnie należy się pewien zestaw dóbr i usług, pozbawia on tych, którym udzielana jest pomoc, poczucia wdzięczności wobec pomagających, jednocześnie zmniejszając w coraz większym stopniu liczbę chcących pomagać (najuczciwsi z etatystów wprost przyznają, że pełna realizacja projektu etatystycznego całkowicie zlikwidowałaby potrzebę filantropii). I wreszcie, sprowadzając każdą z jednostek do roli trybiku w "mechanizmie społecznym", etatyzm z definicji neguje kategorię przyrodzonej i niezbywalnej godności osobistej, dopuszczając instrumentalne wykorzystanie życia, wolności i własności jednostki dla "celów społecznych". Zamiast tego promuje on moralne antywartości takie jak bierność, konformizm, bezrefleksyjne posłuszeństwo, roszczeniowość, zazdrość i lekkomyślność, które to antywartości wspólnie tworzą - choć nigdy nie jest to sugerowane wprost - idealny profil "świadomego swoich praw obywatela".
Głęboka i stała świadomość powyższego jest niezbędna w konfrontacji z etatystyczną propagandą o "opiece nad biednymi", "wyrównywaniu szans", czy "dbaniu o dobro wspólne", i stanowi najważniejszy krok na drodze do jej całkowitego zdyskredytowania. To z kolei, choć nie jest warunkiem wystarczającym uzdrowienia moralnego charakteru jednostki, jest z całą pewnością warunkiem koniecznym dania mu jakiejkolwiek szansy na tego rodzaju uzdrowienie.
Etatyzm, oferując złudne poczucie bezpieczeństwa i fałszywą gwarancję stabilności bytowej, niszczy cnotę odpowiedzialności, w tym przede wszystkim odpowiedzialności za dobrowolnie podjęte zobowiązania. Głosząc propagandę tego, że każdemu prawnie należy się pewien zestaw dóbr i usług, pozbawia on tych, którym udzielana jest pomoc, poczucia wdzięczności wobec pomagających, jednocześnie zmniejszając w coraz większym stopniu liczbę chcących pomagać (najuczciwsi z etatystów wprost przyznają, że pełna realizacja projektu etatystycznego całkowicie zlikwidowałaby potrzebę filantropii). I wreszcie, sprowadzając każdą z jednostek do roli trybiku w "mechanizmie społecznym", etatyzm z definicji neguje kategorię przyrodzonej i niezbywalnej godności osobistej, dopuszczając instrumentalne wykorzystanie życia, wolności i własności jednostki dla "celów społecznych". Zamiast tego promuje on moralne antywartości takie jak bierność, konformizm, bezrefleksyjne posłuszeństwo, roszczeniowość, zazdrość i lekkomyślność, które to antywartości wspólnie tworzą - choć nigdy nie jest to sugerowane wprost - idealny profil "świadomego swoich praw obywatela".
Głęboka i stała świadomość powyższego jest niezbędna w konfrontacji z etatystyczną propagandą o "opiece nad biednymi", "wyrównywaniu szans", czy "dbaniu o dobro wspólne", i stanowi najważniejszy krok na drodze do jej całkowitego zdyskredytowania. To z kolei, choć nie jest warunkiem wystarczającym uzdrowienia moralnego charakteru jednostki, jest z całą pewnością warunkiem koniecznym dania mu jakiejkolwiek szansy na tego rodzaju uzdrowienie.
Labels:
etatyzm,
etyka,
filozofia,
godność,
moralność,
odpowiedzialność,
wdzięczność,
wolność
Friday, May 15, 2015
Libertarianizm a dziedzictwo historii idei
Libertarianizm ma w wymiarze intelektualno-kulturowym coś cennego do zaczerpnięcia z niemal każdej epoki historycznej.
Ze starożytności - przekonanie o istnieniu obiektywnej natury ludzkiej, której głównymi atrybutami są wolność, racjonalność i umiejętność świadomej współpracy społecznej, oraz przekonanie o możliwości logicznego wywnioskowania tego, co najlepiej służy jej spełnieniu.
Ze średniowiecza - przekonanie o istnieniu transcendentnej, nieredukowalnej podstawy jednostkowych praw naturalnych, oraz o możliwości jej rozumowego zgłębienia.
Z oświecenia - wizję kulturowo-instytucjonalną, stanowiącą praktyczne zwieńczenie i praktyczną implementację wielu najlepszych elementów teoretycznego dorobku dwóch poprzednich epok, wizję ufundowaną na gruncie jednostkowych praw naturalnych i rozumowego opisu rzeczywistości ludzkiego działania.
Z romantyzmu - przekonanie, że wartości takie jak wolność, kreatywność, przedsiębiorczość i społeczna współpraca warto realizować co najmniej z żywą pasją, a może nawet z heroicznym zaangażowaniem.
Ze współczesności - świadomość tego, jak wielki potencjał w zakresie realizacji powyższych wartości ma możliwość natychmiastowego, globalnego rozpowszechniania informacji i wiedzy.
Do wyrzucenia w tym kontekście jest tylko większa część wieku XX, choć i on może spełniać pożyteczną funkcję przestrogi przed tym, co tak łatwo może zrujnować cywilizację, oraz napomnienia o tym, jak niezbędnymi jej fundamentami są swoboda działania i kultura powszechnego dla niej szacunku. Warto też pamiętać, że to na stosunkowo jałowym gruncie właśnie tego wieku - może na zasadzie akcji i reakcji - narodził się libertarianizm w swojej intelektualnie dojrzałej postaci. Mając świadomość jego długiego i bogatego rodowodu, warto w pełni z niego korzystać, dbając o to, aby przyczyniał się on do kształtowania coraz lepszej i jaśniejszej przyszłości.
Ze starożytności - przekonanie o istnieniu obiektywnej natury ludzkiej, której głównymi atrybutami są wolność, racjonalność i umiejętność świadomej współpracy społecznej, oraz przekonanie o możliwości logicznego wywnioskowania tego, co najlepiej służy jej spełnieniu.
Ze średniowiecza - przekonanie o istnieniu transcendentnej, nieredukowalnej podstawy jednostkowych praw naturalnych, oraz o możliwości jej rozumowego zgłębienia.
Z oświecenia - wizję kulturowo-instytucjonalną, stanowiącą praktyczne zwieńczenie i praktyczną implementację wielu najlepszych elementów teoretycznego dorobku dwóch poprzednich epok, wizję ufundowaną na gruncie jednostkowych praw naturalnych i rozumowego opisu rzeczywistości ludzkiego działania.
Z romantyzmu - przekonanie, że wartości takie jak wolność, kreatywność, przedsiębiorczość i społeczna współpraca warto realizować co najmniej z żywą pasją, a może nawet z heroicznym zaangażowaniem.
Ze współczesności - świadomość tego, jak wielki potencjał w zakresie realizacji powyższych wartości ma możliwość natychmiastowego, globalnego rozpowszechniania informacji i wiedzy.
Do wyrzucenia w tym kontekście jest tylko większa część wieku XX, choć i on może spełniać pożyteczną funkcję przestrogi przed tym, co tak łatwo może zrujnować cywilizację, oraz napomnienia o tym, jak niezbędnymi jej fundamentami są swoboda działania i kultura powszechnego dla niej szacunku. Warto też pamiętać, że to na stosunkowo jałowym gruncie właśnie tego wieku - może na zasadzie akcji i reakcji - narodził się libertarianizm w swojej intelektualnie dojrzałej postaci. Mając świadomość jego długiego i bogatego rodowodu, warto w pełni z niego korzystać, dbając o to, aby przyczyniał się on do kształtowania coraz lepszej i jaśniejszej przyszłości.
Labels:
historia,
libertarianizm,
oświecenie,
romantyzm,
średniowiecze,
starożytność
Etatyzm a użyteczność danych statystycznych
W konfrontacji z postulatami libertariańskimi etatyści rzadko replikują przy użyciu logicznej argumentacji, często natomiast odwołują się do rzekomo falsyfikujących owe postulaty przykładów empirycznych i danych statystycznych.
W tego rodzaju sytuacjach należy bezwzględnie pamiętać, że na gruncie założeń etatyzmu wszelkie tego rodzaju przykłady i dane stają się całkowicie bezwartościowe, gdyż etatyzm z definicji siłowo eliminuje stosowną skalę porównawczą. Innymi słowy, etatysta twierdzący, że rozwiązania etatystyczne są "efektywne", jest jak "szachista", który na turnieju posiadałby przywilej dowolnego eliminowania figur przeciwników, "wygrałby" dzięki temu turniej, a następnie ogłosiłby, że to jednoznacznie świadczy o tym, że okazał się on najlepszym ze wszystkich graczy. Oczywiście jest wręcz przeciwnie - siłowe narzucanie innym swoich "rozwiązań" i siłowa eliminacja bądź hamowanie konkurencyjnych, dobrowolnych rozwiązań jest jednoznacznym dowodem na to, że z punktu widzenia osób, którym mają te "rozwiązania" pomóc, są one tak naprawdę kolejnymi problemami.
Jako że wymaga on rozumowania w kategoriach kontrfaktycznych, jest to argument operujący na pewnym poziomie abstrakcji, niemniej jest to argument kluczowy, z którym należy konsekwentnie oswajać nawet najmniej logicznie uzdolnionych interlokutorów, gdyż niewiele argumentów obnaża w równym stopniu intelektualną i moralną nędzę etatyzmu.
W tego rodzaju sytuacjach należy bezwzględnie pamiętać, że na gruncie założeń etatyzmu wszelkie tego rodzaju przykłady i dane stają się całkowicie bezwartościowe, gdyż etatyzm z definicji siłowo eliminuje stosowną skalę porównawczą. Innymi słowy, etatysta twierdzący, że rozwiązania etatystyczne są "efektywne", jest jak "szachista", który na turnieju posiadałby przywilej dowolnego eliminowania figur przeciwników, "wygrałby" dzięki temu turniej, a następnie ogłosiłby, że to jednoznacznie świadczy o tym, że okazał się on najlepszym ze wszystkich graczy. Oczywiście jest wręcz przeciwnie - siłowe narzucanie innym swoich "rozwiązań" i siłowa eliminacja bądź hamowanie konkurencyjnych, dobrowolnych rozwiązań jest jednoznacznym dowodem na to, że z punktu widzenia osób, którym mają te "rozwiązania" pomóc, są one tak naprawdę kolejnymi problemami.
Jako że wymaga on rozumowania w kategoriach kontrfaktycznych, jest to argument operujący na pewnym poziomie abstrakcji, niemniej jest to argument kluczowy, z którym należy konsekwentnie oswajać nawet najmniej logicznie uzdolnionych interlokutorów, gdyż niewiele argumentów obnaża w równym stopniu intelektualną i moralną nędzę etatyzmu.
Labels:
empiryzm,
etatyzm,
libertarianizm,
logika,
statystyka
Sunday, May 10, 2015
Libertarianizm a złożoność społecznego świata
W konfrontacji z postulatami libertariańskimi etatyści pozwalają sobie czasem na protekcjonalne stwierdzenia w rodzaju "to się opiera na przekonaniu, że wolny rynek wszystko rozwiąże, a tymczasem świat nie jest taki prosty". Warto zauważyć, jak kuriozalne jest to stwierdzenie, biorąc pod uwagę, że to etatyzm oferuje najprostszą możliwą, a wręcz prostacką wizję świata, zgodnie z którą nieskończenie złożony układ dobrowolnych, produktywnych relacji międzyludzkich i powstałych na ich bazie oddolnych instytucji, jakim jest wolny rynek, może być zawiadywany czy usprawniany przez wąską kastę zawodowych grabieżców.
Wszystko, co ma do zaproponowania etatyzm, to wymuszone ujednolicanie, monopolizowanie, glajchszaltowanie, generalizowanie, podporządkowywanie i uzależnianie. Czy można sobie wyobrazić system "rozwiązań" nacechowany większą pogardą dla złożoności, różnorodności i zawiłości świata?
Libertarianizm tymczasem podkreśla fakt, że jedynie układ społeczny oparty na bezwarunkowym szacunku dla wolności osobistej, własności prywatnej i swobodnej konkurencji jest w stanie uczynić produktywny użytek z ogółu talentów, zasobów i wiedzy wszystkich członków społeczeństwa i ich pokojowych planów co do tego, jak owe różnorodne aktywa wykorzystać dla własnej oraz cudzej korzyści. Czy można sobie wyobrazić system rozwiązań nacechowany większym szacunkiem dla złożoności, różnorodności i zawiłości świata?
Podsumowując, etatysta zarzucający libertarianinowi wiarę w "proste rozwiązania" jest jak kieszonkowiec zarzucający inwestorowi wiarę w "bogacenie się łatwymi i szybkimi sposobami".
Wszystko, co ma do zaproponowania etatyzm, to wymuszone ujednolicanie, monopolizowanie, glajchszaltowanie, generalizowanie, podporządkowywanie i uzależnianie. Czy można sobie wyobrazić system "rozwiązań" nacechowany większą pogardą dla złożoności, różnorodności i zawiłości świata?
Libertarianizm tymczasem podkreśla fakt, że jedynie układ społeczny oparty na bezwarunkowym szacunku dla wolności osobistej, własności prywatnej i swobodnej konkurencji jest w stanie uczynić produktywny użytek z ogółu talentów, zasobów i wiedzy wszystkich członków społeczeństwa i ich pokojowych planów co do tego, jak owe różnorodne aktywa wykorzystać dla własnej oraz cudzej korzyści. Czy można sobie wyobrazić system rozwiązań nacechowany większym szacunkiem dla złożoności, różnorodności i zawiłości świata?
Podsumowując, etatysta zarzucający libertarianinowi wiarę w "proste rozwiązania" jest jak kieszonkowiec zarzucający inwestorowi wiarę w "bogacenie się łatwymi i szybkimi sposobami".
Labels:
dobrowolność,
etatyzm,
libertarianizm,
przedsiębiorczość,
różnorodność,
rynek,
złożoność
Saturday, May 9, 2015
Dziesięć różnic między państwem a mafią
1. Państwo to największy aparat agresji, przemocy i przymusu na danym terytorium. Mafia składa się ze wszystkich pomniejszych tego rodzaju aparatów.
2. Państwo jest najlepiej zorganizowanym aparatem agresji, przemocy i przymusu na danym terytorium. Stosunkowo pośledniejsza organizacja mafii czyni ją mniej wpływową, a zasięg jej oddziaływania bardziej ograniczonym.
3. Państwo jest monopolistycznym aparatem agresji, przemocy i przymusu, tzn. ostatecznym zwieńczeniem procesu eliminacyjnej konkurencji pomiędzy grupami „stacjonarnych bandytów” zawiadującymi procesami wymuszeń rozbójniczych na danym terytorium. Mafie są przegranymi w tej konkurencji, formalnie zdelegalizowanymi przez zwycięzcę i zesłanymi na czarny rynek.
4. Państwo posiada ogromny aparat samochwalczej propagandy. Mafia nie posiada podobnego aparatu, stąd jej zła reputacja.
5. Państwo jest aparatem agresji, przemocy i przymusu, który posiada największą klientelę na danym terytorium. Klientela mafii jest pod tym względem stosunkowo niewielka.
6. Państwo jest na ogół aparatem agresji, przemocy i przymusu o względnie otwartej strukturze. Struktura mafii jest pod tym względem znacznie bardziej sztywna i ekskluzywna.
7. W przeciwieństwie do państw, mafie, z uwagi na swój ograniczony wpływ i zasięg oddziaływania, nie dążą do przekształcenia wszystkich mieszkańców danego terytorium w swoich klientów.
8. W przeciwieństwie do państw, mafie, z uwagi na swój ograniczony wpływ i zasięg oddziaływania, nie dążą do kontrolowania i regularnego wywłaszczania wszystkich mieszkańców danego terytorium.
9. Mafie reprezentują na ogół postawę pragmatyczną – używają one agresji, przemocy i przymusu w celu uzyskania namacalnych dóbr i usług. Państwa natomiast są nad wyraz często zorientowane ideologicznie – używają one agresji, przemocy i przymusu w celu zaspokojenia czystej żądzy władzy.
10. Mafie stosują zastraszanie fizyczne. Państwa stosują zastraszanie fizyczne, intelektualne i moralne. Mafie ograbiają swoje ofiary. Państwa ograbiają i bałamucą swoje ofiary. Parafrazując Lysandera Spoonera, mafie, w przeciwieństwie do państw, nie próbują po ograbieniu swoich ofiar uczynić ich swoimi klakierami lub niewolnikami.
2. Państwo jest najlepiej zorganizowanym aparatem agresji, przemocy i przymusu na danym terytorium. Stosunkowo pośledniejsza organizacja mafii czyni ją mniej wpływową, a zasięg jej oddziaływania bardziej ograniczonym.
3. Państwo jest monopolistycznym aparatem agresji, przemocy i przymusu, tzn. ostatecznym zwieńczeniem procesu eliminacyjnej konkurencji pomiędzy grupami „stacjonarnych bandytów” zawiadującymi procesami wymuszeń rozbójniczych na danym terytorium. Mafie są przegranymi w tej konkurencji, formalnie zdelegalizowanymi przez zwycięzcę i zesłanymi na czarny rynek.
4. Państwo posiada ogromny aparat samochwalczej propagandy. Mafia nie posiada podobnego aparatu, stąd jej zła reputacja.
5. Państwo jest aparatem agresji, przemocy i przymusu, który posiada największą klientelę na danym terytorium. Klientela mafii jest pod tym względem stosunkowo niewielka.
6. Państwo jest na ogół aparatem agresji, przemocy i przymusu o względnie otwartej strukturze. Struktura mafii jest pod tym względem znacznie bardziej sztywna i ekskluzywna.
7. W przeciwieństwie do państw, mafie, z uwagi na swój ograniczony wpływ i zasięg oddziaływania, nie dążą do przekształcenia wszystkich mieszkańców danego terytorium w swoich klientów.
8. W przeciwieństwie do państw, mafie, z uwagi na swój ograniczony wpływ i zasięg oddziaływania, nie dążą do kontrolowania i regularnego wywłaszczania wszystkich mieszkańców danego terytorium.
9. Mafie reprezentują na ogół postawę pragmatyczną – używają one agresji, przemocy i przymusu w celu uzyskania namacalnych dóbr i usług. Państwa natomiast są nad wyraz często zorientowane ideologicznie – używają one agresji, przemocy i przymusu w celu zaspokojenia czystej żądzy władzy.
10. Mafie stosują zastraszanie fizyczne. Państwa stosują zastraszanie fizyczne, intelektualne i moralne. Mafie ograbiają swoje ofiary. Państwa ograbiają i bałamucą swoje ofiary. Parafrazując Lysandera Spoonera, mafie, w przeciwieństwie do państw, nie próbują po ograbieniu swoich ofiar uczynić ich swoimi klakierami lub niewolnikami.
Thursday, May 7, 2015
Ludzie bywają źli, dlatego wszyscy powinni być wolni
Stwierdzenie "ludzie bywają źli, dlatego wszyscy powinni być wolni" może na pierwszy rzut oka wydawać się absurdem, podczas gdy w rzeczywistości opisuje ono jedną z najważniejszych prawd społecznych.
W końcu stwierdzenie przeciwnie - "ludzie bywają źli, dlatego nie wszyscy powinni być wolni" - implikuje, że powinien istnieć ktoś bardziej wolny od innych, kto będzie mógł decydować o tym, kogo prewencyjnie wolności pozbawić. Jako że jednak z definicji ten ktoś również bywa zły, jego istnienie nie tylko nie zapobiega złu, ale maksymalnie wzmacnia jego szkodliwy potencjał.
Tymczasem w sytuacji, w której wszyscy bywający złymi ludzie są wolni, i żaden z nich nie jest "wolniejszy", trzymają się oni nawzajem w szachu, co minimalizuje zagrożenie, że ich okazjonalnie złe zamiary przerodzą się w złe czyny.
Innymi słowy, powszechna wolność wśród bywających dobrymi maksymalizuje dobro, a powszechna wolność wśród bywających złymi minimalizuje zło. Taka to niezwykła siła i urok powszechnej wolności.
W końcu stwierdzenie przeciwnie - "ludzie bywają źli, dlatego nie wszyscy powinni być wolni" - implikuje, że powinien istnieć ktoś bardziej wolny od innych, kto będzie mógł decydować o tym, kogo prewencyjnie wolności pozbawić. Jako że jednak z definicji ten ktoś również bywa zły, jego istnienie nie tylko nie zapobiega złu, ale maksymalnie wzmacnia jego szkodliwy potencjał.
Tymczasem w sytuacji, w której wszyscy bywający złymi ludzie są wolni, i żaden z nich nie jest "wolniejszy", trzymają się oni nawzajem w szachu, co minimalizuje zagrożenie, że ich okazjonalnie złe zamiary przerodzą się w złe czyny.
Innymi słowy, powszechna wolność wśród bywających dobrymi maksymalizuje dobro, a powszechna wolność wśród bywających złymi minimalizuje zło. Taka to niezwykła siła i urok powszechnej wolności.
Monday, May 4, 2015
O możliwościach obronnych społeczeństwa dobrowolnego
Jednym z najczęściej słyszanych argumentów mających świadczyć o niemożliwości funkcjonowania w dłuższej perspektywie społeczeństwa dobrowolnego czy też libertariańskiego (tzn. wolnego od kontroli ze strony jakiegokolwiek monopolistycznego aparatu przemocy) jest sugestia, iż społeczeństwo takie szybko ulegnie armiom sąsiadujących monopolistycznych aparatów przemocy. Istnieje jednak cały szereg powodów, dla których wcale nie musiałoby się tak stać:
1. Pojawienie się społeczeństwa dobrowolnego, wraz ze wszystkimi jego dobrodziejstwami, ma szansę na podłamanie ideologicznego poparcia dla pozostałych istniejących monopolistycznych aparatów przemocy. A jako że w ostatecznym rozrachunku trwają one przede wszystkim dzięki ideologicznemu poparciu większości społeczeństwa, osłabienie tegoż poparcia znacznie zmniejsza ich możliwości manewru, zwłaszcza w zakresie dokonywania operacji zbrojnych.
2. Standardowe argumenty ekonomiczne sugerują, że każde społeczeństwo dobrowolne byłoby (lub też szybko stałoby się) społeczeństwem bardzo zamożnym i gospodarczo zaawansowanym. W związku z tym byłoby ono bardzo atrakcyjnym partnerem handlowym. Zbrojny najazd na nie, a tym samym zniszczenie jego unikatowej kultury i instytucjonalnej infrastruktury, całkowicie zlikwidowałoby tę atrakcyjność. Ponadto, nawet jeśli tego rodzaju społeczeństwo znajdowałoby się w sąsiedztwie państwa ogarniętego na tyle prymitywną, wojenną ideologią, że jego rządowi nie zależałoby na korzyściach handlowych, nietrudno sobie wyobrazić, że członkom rzeczonego społeczeństwa łatwo byłoby wejść w sojusze militarne z rządami państw, którym na owych korzyściach by zależało.
3. Społeczeństwo dobrowolne z definicji pozbawione byłoby struktur władzy, które mógłby przejąć ewentualny agresor. Tym samym kontrola takiego społeczeństwa przez ewentualnego zwycięskiego agresora byłaby bardzo trudna, jeśli nie niemożliwa, a w każdym razie wysoce nieopłacalna.
4. Jako że standardowe argumenty ekonomiczne sugerują, że każde społeczeństwo dobrowolne byłoby (lub też szybko stałoby się) społeczeństwem bardzo zamożnym i gospodarczo zaawansowanym, łatwo sobie wyobrazić, że chroniące jego członków prywatne agencje ochrony dysponowałyby skuteczniejszym arsenałem obronnym, niż armia wrogiego monopolistycznego aparatu przemocy. Ponadto prawdopodobnym jest, że dobrze uzbrojona byłaby znaczna część indywidualnych członków takiego społeczeństwa, co w połączeniu z ich lepszą od najeźdźcy znajomością zamieszkiwanego przez siebie terytorium mogłoby z nich uczynić trudne i kosztowne do pokonania oddziały partyzanckie.
5. I wreszcie, opisywany tu argument można odnieść nie tylko do społeczeństwa dobrowolnego sąsiadującego z terytorium opanowanym przez potężny monopolistyczny aparat przemocy, ale też do dowolnego państwa sąsiadującego z państwem militarnie znacznie silniejszym. Innymi słowy, zgodnie z tym argumentem w dłuższej perspektywie nie mogłoby przetrwać nie tylko jakiekolwiek społeczeństwo dobrowolne, ale też jakiekolwiek stosunkowo małe i militarnie nieznaczące państwo sąsiadujące z państwem znacznie większym i militarnie znaczniejszym, że nie wspomnieć o mikropaństwach takich jak Liechtenstein, Monako, Andora, Hong Kong, czy San Marino. Jeśli argument ten miałby być prawdziwy, to cały świat znajdowałby się pod kontrolą monopolistycznych aparatów przemocy o mniej więcej równej sile militarnej, co oczywiście nie ma dziś miejsca.
Innymi słowy, argument ten jest równie popularny, co nieprzemyślany i oparty na bezrefleksyjnie akceptowanych etatystyczno-trybalnych przesądach. Społeczeństwo dobrowolne jest oczywiście z definicji społeczeństwem pokoju i współpracy, ale w żaden sposób nie wynika z tego, że nie jest ono w stanie zorganizować skutecznej obrony przed zewnętrznym agresorem. Przeciwnie, jego nieodrodne cechy ekonomiczne i kulturowe sugerują, że ma ono szansę stać się na tym polu skuteczniejsze, niż dowolny monopolistyczny aparat przemocy.
1. Pojawienie się społeczeństwa dobrowolnego, wraz ze wszystkimi jego dobrodziejstwami, ma szansę na podłamanie ideologicznego poparcia dla pozostałych istniejących monopolistycznych aparatów przemocy. A jako że w ostatecznym rozrachunku trwają one przede wszystkim dzięki ideologicznemu poparciu większości społeczeństwa, osłabienie tegoż poparcia znacznie zmniejsza ich możliwości manewru, zwłaszcza w zakresie dokonywania operacji zbrojnych.
2. Standardowe argumenty ekonomiczne sugerują, że każde społeczeństwo dobrowolne byłoby (lub też szybko stałoby się) społeczeństwem bardzo zamożnym i gospodarczo zaawansowanym. W związku z tym byłoby ono bardzo atrakcyjnym partnerem handlowym. Zbrojny najazd na nie, a tym samym zniszczenie jego unikatowej kultury i instytucjonalnej infrastruktury, całkowicie zlikwidowałoby tę atrakcyjność. Ponadto, nawet jeśli tego rodzaju społeczeństwo znajdowałoby się w sąsiedztwie państwa ogarniętego na tyle prymitywną, wojenną ideologią, że jego rządowi nie zależałoby na korzyściach handlowych, nietrudno sobie wyobrazić, że członkom rzeczonego społeczeństwa łatwo byłoby wejść w sojusze militarne z rządami państw, którym na owych korzyściach by zależało.
3. Społeczeństwo dobrowolne z definicji pozbawione byłoby struktur władzy, które mógłby przejąć ewentualny agresor. Tym samym kontrola takiego społeczeństwa przez ewentualnego zwycięskiego agresora byłaby bardzo trudna, jeśli nie niemożliwa, a w każdym razie wysoce nieopłacalna.
4. Jako że standardowe argumenty ekonomiczne sugerują, że każde społeczeństwo dobrowolne byłoby (lub też szybko stałoby się) społeczeństwem bardzo zamożnym i gospodarczo zaawansowanym, łatwo sobie wyobrazić, że chroniące jego członków prywatne agencje ochrony dysponowałyby skuteczniejszym arsenałem obronnym, niż armia wrogiego monopolistycznego aparatu przemocy. Ponadto prawdopodobnym jest, że dobrze uzbrojona byłaby znaczna część indywidualnych członków takiego społeczeństwa, co w połączeniu z ich lepszą od najeźdźcy znajomością zamieszkiwanego przez siebie terytorium mogłoby z nich uczynić trudne i kosztowne do pokonania oddziały partyzanckie.
5. I wreszcie, opisywany tu argument można odnieść nie tylko do społeczeństwa dobrowolnego sąsiadującego z terytorium opanowanym przez potężny monopolistyczny aparat przemocy, ale też do dowolnego państwa sąsiadującego z państwem militarnie znacznie silniejszym. Innymi słowy, zgodnie z tym argumentem w dłuższej perspektywie nie mogłoby przetrwać nie tylko jakiekolwiek społeczeństwo dobrowolne, ale też jakiekolwiek stosunkowo małe i militarnie nieznaczące państwo sąsiadujące z państwem znacznie większym i militarnie znaczniejszym, że nie wspomnieć o mikropaństwach takich jak Liechtenstein, Monako, Andora, Hong Kong, czy San Marino. Jeśli argument ten miałby być prawdziwy, to cały świat znajdowałby się pod kontrolą monopolistycznych aparatów przemocy o mniej więcej równej sile militarnej, co oczywiście nie ma dziś miejsca.
Innymi słowy, argument ten jest równie popularny, co nieprzemyślany i oparty na bezrefleksyjnie akceptowanych etatystyczno-trybalnych przesądach. Społeczeństwo dobrowolne jest oczywiście z definicji społeczeństwem pokoju i współpracy, ale w żaden sposób nie wynika z tego, że nie jest ono w stanie zorganizować skutecznej obrony przed zewnętrznym agresorem. Przeciwnie, jego nieodrodne cechy ekonomiczne i kulturowe sugerują, że ma ono szansę stać się na tym polu skuteczniejsze, niż dowolny monopolistyczny aparat przemocy.
Labels:
anarchizm,
anarchokapitalizm,
dobrowolność,
libertarianizm,
pokój,
wojna,
woluntaryzm
Sunday, May 3, 2015
O mdlącej dystopii państwa opiekuńczego
Ilekroć ktoś sugeruje, że socjaldemokratyczne państwo opiekuńcze jest "pięknym ideałem", do którego wdrożenia należy dążyć, można mu udzielić dwojakiej odpowiedzi.
Z jednej strony można mu odpowiedzieć, że jest to projekt praktycznie niewykonalny, oparty na z gruntu fałszywym założeniu, że aparat państwowy jest w stanie wszystkim zagwarantować jakiekolwiek dobra czy usługi. Tak oczywiście nie jest. Państwa, nie posiadając żadnych własnych dochodów, mogą jedynie zagwarantować, że będą podejmować regularne próby wywłaszczania ogółu produktywnych jednostek z owoców ich pracy. Jako że jednak nikt nie lubi być wywłaszczany, owe produktywne jednostki korzystają z różnych sposobów zabezpieczania owoców swojej pracy - przenosząc je do rajów podatkowych, wykorzystując luki w prawie podatkowym, przenosząc swoją działalność do szarej strefy, angażując się w lobbing polityczny, itp. W najgorszym zaś razie, nie mogąc znieść bezustannej grabieży, rezygnują z produktywnej działalności lub wręcz przyłączają się do grabieżców. Im więcej więc państwo obieca swojej klienteli, w tym większym stopniu będzie musiało wywłaszczać ogół produktywnych jednostek, a w im większym stopniu będzie próbowało je wywłaszczać, tym mniej ostatecznie uzyska. Innymi słowy, im więcej rzekomo zagwarantuje, tym bardziej czcze będą to zapewnienia.
Z drugiej strony jednak warto w tym kontekście zaznaczyć, że socjaldemokratyczne państwo opiekuńcze jest nie tylko projektem praktycznie niewykonalnym, ale też teoretycznie odstręczającym. Gdyby nawet założyć, per impossibile, że tego rodzaju projekt dałoby się w pełni zrealizować, to rezultatem tego byłoby stworzenie świata ludzi odczłowieczonych - wielkiej termitiery, w której nie kultywowałoby się i nie rozwijało definiujących cech człowieczeństwa, takich jak indywidualność, niezależność i kreatywność, tylko tonęłoby się w paraliżującej biurokratycznej nudzie, paramilitarnej uległości, ogłupiającym konformizmie i świętoszkowatej ckliwości. Owszem, oficjalny dyskurs tego rodzaju systemu mógłby być pełen sloganów o "równości szans", które można indywidualnie i kreatywnie realizować, ale jako że w systemie tym życie i działanie jednostki byłoby we wszystkich kluczowych aspektach w sposób skuteczny zdominowane przez monopolistyczny aparat przemocy, slogany te byłyby wyłącznie uwłaczającym intelektowi propagandowym nonsensem. Innymi słowy, gdyby nawet, per impossibile, założyć, że socjaldemokratyczne państwo opiekuńcze byłoby w stanie zapewnić każdemu skromne, ale bezpieczne i wygodne życie, to byłoby to w istocie nie pełnowartościowe życie, ale mdła wegetacja.
Podsumowując, ilekroć ktoś sugeruje, że socjaldemokratyczne państwo opiekuńcze jest "pięknym ideałem", do którego wdrożenia należy dążyć, warto wówczas odpowiedzieć, że jest ono nie tylko projektem praktycznie niewykonalnym, ale też - co ważniejsze - nie "pięknym ideałem", ale odstręczającym antyideałem.
Z jednej strony można mu odpowiedzieć, że jest to projekt praktycznie niewykonalny, oparty na z gruntu fałszywym założeniu, że aparat państwowy jest w stanie wszystkim zagwarantować jakiekolwiek dobra czy usługi. Tak oczywiście nie jest. Państwa, nie posiadając żadnych własnych dochodów, mogą jedynie zagwarantować, że będą podejmować regularne próby wywłaszczania ogółu produktywnych jednostek z owoców ich pracy. Jako że jednak nikt nie lubi być wywłaszczany, owe produktywne jednostki korzystają z różnych sposobów zabezpieczania owoców swojej pracy - przenosząc je do rajów podatkowych, wykorzystując luki w prawie podatkowym, przenosząc swoją działalność do szarej strefy, angażując się w lobbing polityczny, itp. W najgorszym zaś razie, nie mogąc znieść bezustannej grabieży, rezygnują z produktywnej działalności lub wręcz przyłączają się do grabieżców. Im więcej więc państwo obieca swojej klienteli, w tym większym stopniu będzie musiało wywłaszczać ogół produktywnych jednostek, a w im większym stopniu będzie próbowało je wywłaszczać, tym mniej ostatecznie uzyska. Innymi słowy, im więcej rzekomo zagwarantuje, tym bardziej czcze będą to zapewnienia.
Z drugiej strony jednak warto w tym kontekście zaznaczyć, że socjaldemokratyczne państwo opiekuńcze jest nie tylko projektem praktycznie niewykonalnym, ale też teoretycznie odstręczającym. Gdyby nawet założyć, per impossibile, że tego rodzaju projekt dałoby się w pełni zrealizować, to rezultatem tego byłoby stworzenie świata ludzi odczłowieczonych - wielkiej termitiery, w której nie kultywowałoby się i nie rozwijało definiujących cech człowieczeństwa, takich jak indywidualność, niezależność i kreatywność, tylko tonęłoby się w paraliżującej biurokratycznej nudzie, paramilitarnej uległości, ogłupiającym konformizmie i świętoszkowatej ckliwości. Owszem, oficjalny dyskurs tego rodzaju systemu mógłby być pełen sloganów o "równości szans", które można indywidualnie i kreatywnie realizować, ale jako że w systemie tym życie i działanie jednostki byłoby we wszystkich kluczowych aspektach w sposób skuteczny zdominowane przez monopolistyczny aparat przemocy, slogany te byłyby wyłącznie uwłaczającym intelektowi propagandowym nonsensem. Innymi słowy, gdyby nawet, per impossibile, założyć, że socjaldemokratyczne państwo opiekuńcze byłoby w stanie zapewnić każdemu skromne, ale bezpieczne i wygodne życie, to byłoby to w istocie nie pełnowartościowe życie, ale mdła wegetacja.
Podsumowując, ilekroć ktoś sugeruje, że socjaldemokratyczne państwo opiekuńcze jest "pięknym ideałem", do którego wdrożenia należy dążyć, warto wówczas odpowiedzieć, że jest ono nie tylko projektem praktycznie niewykonalnym, ale też - co ważniejsze - nie "pięknym ideałem", ale odstręczającym antyideałem.
Labels:
etatyzm,
kapitalizm,
liberalizm,
logika,
równość,
socjaldemokracja,
socjalizm
Saturday, May 2, 2015
O ucieczce z intelektualnej pułapki maltuzjańskiej
W XVIII wieku za sprawą rewolucji przemysłowej ludzkość wydobyła się z fizycznej pułapki maltuzjańskiej - dzięki specjalizacji, podziałowi pracy, akumulacji kapitału i kulturze przedsiębiorczości zwiększanie się populacji ludzkiej stało się wreszcie gospodarczym błogosławieństwem, a nie przekleństwem.
Niestety, ludzkość pozostała jednocześnie w intelektualnej pułapce maltuzjańskiej, polegającej na masowym niezrozumieniu istoty funkcjonowania systemu społecznego, który pozwolił im na wydobycie się z jej fizycznego odpowiednika. Dlatego też obłąkane ideologie wdrożone na masową skalę w wieku XX doprowadziły do znacznego zaprzepaszczenia potencjału tkwiącego w rewolucji wieku XVIII i XIX.
Mimo to jednak specjalizacja, podział pracy, akumulacja kapitału i kultura przedsiębiorczości niestrudzenie podążają naprzód. Dlatego też dziś dysponujemy narzędziami komunikacyjnymi i kulturotwórczymi - Internetem, mediami społecznościowymi, masowo dostępnymi nośnikami pamięci, technologiami P2P, powszechnie dostępnymi bazami danych, itp. - które umożliwiają masowe, globalne i bezustanne rozpowszechnianie oraz utrwalanie wiedzy (tzn. teoretycznej i historycznej wiedzy na temat indywidualistycznych, klasyczno-liberalnych podstaw systemu, który umożliwił ludzkości wydobycie się z fizycznej pułapki maltuzjańskiej) niezbędnej do tego, aby ludzkość raz na zawsze wydobyła się również z intelektualnej pułapki maltuzjańskiej i nigdy nie powtórzyła tragicznych błędów XX wieku. Jest to ostateczny powód, dla którego można i należy być dziś realistycznie długoterminowym optymistą.
Niestety, ludzkość pozostała jednocześnie w intelektualnej pułapce maltuzjańskiej, polegającej na masowym niezrozumieniu istoty funkcjonowania systemu społecznego, który pozwolił im na wydobycie się z jej fizycznego odpowiednika. Dlatego też obłąkane ideologie wdrożone na masową skalę w wieku XX doprowadziły do znacznego zaprzepaszczenia potencjału tkwiącego w rewolucji wieku XVIII i XIX.
Mimo to jednak specjalizacja, podział pracy, akumulacja kapitału i kultura przedsiębiorczości niestrudzenie podążają naprzód. Dlatego też dziś dysponujemy narzędziami komunikacyjnymi i kulturotwórczymi - Internetem, mediami społecznościowymi, masowo dostępnymi nośnikami pamięci, technologiami P2P, powszechnie dostępnymi bazami danych, itp. - które umożliwiają masowe, globalne i bezustanne rozpowszechnianie oraz utrwalanie wiedzy (tzn. teoretycznej i historycznej wiedzy na temat indywidualistycznych, klasyczno-liberalnych podstaw systemu, który umożliwił ludzkości wydobycie się z fizycznej pułapki maltuzjańskiej) niezbędnej do tego, aby ludzkość raz na zawsze wydobyła się również z intelektualnej pułapki maltuzjańskiej i nigdy nie powtórzyła tragicznych błędów XX wieku. Jest to ostateczny powód, dla którego można i należy być dziś realistycznie długoterminowym optymistą.
Subscribe to:
Posts (Atom)