Z obyczajowego punktu widzenia etatyzm można zdefiniować jako instytucjonalizację wzajemnej pogardy. Przedstawiciele monopolistycznych aparatów opresji muszą gardzić swoimi "klientami", gdyż tylko wtedy mogą skutecznie nimi zarządzać jako bezosobowymi elementami wielkiej termitiery, gotowymi do podporządkowania zinstytucjonalizowanej przemocy i biurokratycznemu przemiałowi. Muszą też oni gardzić samymi sobą, gdyż inaczej nie mogliby skutecznie wypełniać swojej roli karnych, wiernych trybików biurokratycznego systemu przemiałowego. Podwójną pogardę opłaca się też odczuwać każdej ofierze tegoż systemu - raz do siebie samej, aby jak najszybciej zagłuszyć w sobie głos urażonej jednostkowej godności i tym samym psychologicznie przyzwyczaić się do otaczającej rzeczywistości, a dwa do innych, podobnych sobie ofiar, aby zagłuszyć w sobie moralne opory względem życia ich kosztem, a tym samym "pragmatycznego" wykorzystywania systemu, w jakim się znalazło.
Jeden konstruktywny wniosek, jaki wyłania się z powyższych obserwacji, brzmi następująco: aby złamać obyczajową inercję, na której opiera się trwałość etatyzmu, należy odrzucić pogardę, a kultywować szacunek, zarówno do siebie, jak i do innych, oraz wymagać podobnego szacunku z drugiej strony, tak, aby naturalnym stało się patrzenie na siebie i na innych jako na niezależne jednostki, posiadające niezbywalną wolność i godność, dla których zawstydzające jest uleganie stadnym instynktom i niewolniczym przyzwyczajeniom. W społeczeństwie wyrażającym tego rodzaju podejście nie będzie w stanie przetrwać jakakolwiek forma etatyzmu, niezależnie od tego, ile pałek, czołgów i najemnych propagandzistów będzie miała do dyspozycji.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment