Odpowiedź twierdząca co do znacznego prawdopodobieństwa pęknięcia strefy euro w jej obecnym kształcie wynika z eliminacji wszystkich głównych alternatyw jako mniej prawdopodobnych.
Jeśli długi świńskiej strefy zostaną zmonetyzowane, deficytowo-dłużna pokusa nadużycia zostanie usztywniona, a wynikająca z niej monetarna tragedia wspólnoty jeszcze ściślej zinstytucjonalizowana. Innymi słowy, tymczasowe "zażegnanie" obecnego kryzysu długu przygotuje jedynie grunt pod nadejście kryzysu jeszcze głębszego i szerszego, a obietnice zaostrzenia dyscypliny fiskalnej i budżetowej wewnątrz UE okażą się bezsilnym pustosłowiem. Zwieńczeniem serii tego rodzaju kryzysów musiałoby być otwarte bankructwo strefy euro, bankructwo nie wprost (hiperinflacja), lub usunięcie ze strefy euro grupy świńskiej, a następnie bankructwo tejże.
Czy ten ostatni scenariusz nie pozwoliłby przetrwać eurowalucie w zmniejszonym, "odpowiedzialnym" gronie? Może by pozwolił, ale, po pierwsze, oznaczałoby to odrzucenie ambicji polityczno-gospodarczych UE w ich obecnej formie, a po drugie - biorąc pod uwagę fakt, że z czysto gospodarczego punktu widzenia politycznie nieustosunkowani obywatele krajów-płatników UE w dłuższej perspektywie raczej stracili, niż zyskali - z dużym prawdopodobieństwem nastąpiłaby wówczas w obrębie tegoż grona duża presja społeczna na powrót do silnych walut narodowych (albo czegoś lepszego, ale o tym za chwilę).
Jak wreszcie rokowałby scenariusz, w którym Bruksela skutecznie wymusza dyscyplinę budżetową krajów członkowskich i z sukcesem przeprowadza projekt "integracji fiskalnej"? Biorąc pod uwagę, że wiązałoby się to z rozszerzeniem mocno etatystycznej polityki fiskalnej na cały obszar UE (w tym przede wszystkim na kraje, których przewagą komparatywną jest stosunkowo większa wolność gospodarcza), jak również de facto z odrzuceniem w ramach UE panującego w świecie przez ponad 100 lat modelu "państwa narodowego", rezultatem mógłby być wybuch potężnej niechęci społecznej w większości krajów członkowskich do dalszego pozostawania takowymi. Dość wspomnieć, że na przestrzeni ostatnich dwóch lat stosunek medialnego głównego nurtu do eurowaluty i samej UE zmienił się z bezkrytycznej czołobitności w asekuracyjny dystans. To samo stało się z ich ogólnie rozumianym odbiorem społecznym. A jako że zjawisko pod nazwą "państwo narodowe" występuje powszechnie w świecie od ponad 100 lat, podczas gdy zjawisko pod nazwą "waluta w pełni fiducjarna" od jedynie 40 (a "w pełni fiducjarna waluta unijna" od raptem 10), za bardziej prawdopodobne od politycznej sterylizacji państw narodowych uważam przywrócenie w gospodarce światowej standardu kruszcowego (nawet jeśli jedynie w formie Bretton Woods bis), co również jest nie do pogodzenia z przetrwaniem strefy euro w jej obecnym kształcie.
Więc, summa summarum, jednak się nie kręci. Co było do okazania.
No comments:
Post a Comment