Tzw. efekt zapadki, opisany najpełniej przez Roberta Higgsa [1], to zjawisko polegające na gwałtownym rozroście struktur rządowych w obliczu sytuacji kryzysowych, oraz na braku redukcji tychże struktur do dawnego poziomu w okresie pokryzysowym. Dotychczas badane metodą analizy historycznej, otwiera ono również szerokie – i wciąż prawdopodobnie nie w pełni wykorzystane – możliwości badawcze na płaszczyźnie prakseologicznej.
Patrząc wstecz na minione stulecie i na początki obecnego, można stwierdzić, że okazje do wytworzenia efektu zapadki były prezentem składanym jednym frakcjom politycznym przez inne – XX-wieczne początki szeroko zakrojonego etatyzmu w Stanach Zjednoczonych, których kluczowym punktem było uchwalenie podatku dochodowego oraz powołanie FED-u, utorowały drogę Wielkiemu Kryzysowi i w konsekwencji „Nowemu Ładowi”; osłabienia gospodarcze związane z wybuchami wojen legitymizowały w opinii społecznej bezprecedensowo głębokie i w większości nieodwracalne regulacje; rozpad piramidy kredytowej budowanej przez ostatnie lata przy udziale FED-u dał asumpt do prób zwalczania powstałego galimatiasu poprzez jeszcze bardziej nasilone użycie tych samych etatystycznych środków, które w pierwszej kolejności doprowadziły do jego zaistnienia.
Efekt zapadki jest więc faktem historycznym, faktem znajdującym kolejne potwierdzenie na naszych oczach. Czy powinien jednak wypływać z niego pesymistyczny wniosek, że jesteśmy bezradni wobec pęczniejącego lewiatana? Osobiście odradzałbym utratę nadziei, nie tylko dlatego, że ta umiera ostatnia, ale też dlatego, że w tym przypadku ma po swojej stronie wiedzę. Efekt zapadki jest obserwacją historyczną, nie zaś niepodważalnym prawem prakseologii. Istniały momenty w historii najnowszej, w których etatyzm ulegał zmniejszeniu i wycofaniu – przykładem mogą tu być zajścia w krajach byłego Bloku Wschodniego na przełomie lat 80-tych i 90-tych. Pesymista mógłby jednak stwierdzić, że zajścia te były całkowicie zgodne z tym, czego można by oczekiwać po nadzwyczaj przewlekłym kryzysie trwającym przez całą epokę realnego socjalizmu – etatyzm co prawda zmalał, ale nie do poziomu sprzed wojen światowych.
Powyższa uwaga powinna zainspirować optymistę do twórczego rozwinięcia teorii efektu zapadki na bazie prakseologicznej analizy: jeśli za kryzys można uznać nie tylko stosunkowe i tymczasowe osłabienie w ramach danego reżimu gospodarczego, ale też cały okres trwania reżimu opartego na szkodliwych gospodarczo fundamentach, możliwe staje się odmienne speriodyzowanie historii. W dłuższej perspektywie zaś – odwrócenie jej szkodliwych tendencji. Rzecz w tym, by doprowadzić do uznania za przedłużenie kryzysu również okresu pozornie pokryzysowego – co jest możliwe przynajmniej o tyle, o ile wrażenie kryzysowości danego okresu jest wrażeniem subiektywnym (np. mieszkaniec pustelni nie uzna niedoborów prądu czy benzyny za przejaw kryzysu, i odwrotnie, mieszkaniec Lichtensteinu uznałby prawdopodobnie za kryzys wykształcenie się w swoim otoczeniu mechanizmów „państwa opiekuńczego”).
Przykładowo, gdyby w Polsce początku lat 90-tych panowała powszechnie świadomość, że stopniał wyłącznie czubek etatystycznej góry lodowej, mogłaby wystąpić silna presja na dalszy (i szybki) demontaż pokomunistycznych molochów oraz znacznie większe poszerzenie obszaru swobody działania. Zamiast przeobrażać progresję podatkową, można by było się jej pozbyć; zamiast „dyscyplinować” politykę monetarną, można by było uwolnić rezerwy kruszcowe banku centralnego w celu wykupienia nawisu inflacyjnego, a następnie oprzeć rynki finansowe na fundamencie wolnej bankowości; zamiast wreszcie sprzedawać „własność” rządową w ramach pokątnych przetargów, można by zwrócić ją pierwotnym właścicielom, lub, w razie niemożności ich odnalezienia, przekazać udziały z tytułu jej użytkowania indywidualnym pracownikom, którzy dotychczas – jako pracownicy państwowi – własność tę wytwarzali, konserwowali bądź produktywnie wykorzystywali. W rezultacie, plan prywatyzacyjny mógłby zostać wykonany na modłę rothbardiańską [2], a nie balcerowiczowską.
Innymi słowy, tak długo jak w opinii społecznej istnieje poczucie kryzysu, jak również przeświadczenie, że kryzys ten jest skutkiem etatyzmu, możliwe powinno być doprowadzanie do implozji kolejnych form reżimu, z których każda jest bardziej liberalna niż poprzednia, ale wciąż nie dość liberalna (tzn. wciąż „kryzysowa”). Taki model rozwoju wydarzeń stwarza szansę na skurczenie lewiatana do rozmiarów minimalnych, lub nawet jego całkowitą likwidację (w zależności od tego, które z tych stadiów zostanie uznane przez ogół społeczeństwa za pokryzysowe, a więc zadowalające). Mamy tu do czynienia z odwrotnym efektem zapadki, spowodowanym zmianą w postrzeganiu natury procesów polityczno-gospodarczych – zamiast widzieć w nich występujące naprzemiennie kryzysy i okresy normalizacji, widzimy w nich nawarstwiające się i piętrzące kryzysy (malejące czasem co prawda w pewnych wąskich przedziałach czasowych, ale konsekwentnie rosnące w skali długookresowej).
Pesymista powiedziałby znów, że nic nie wskazuje na to, żeby drugi z wyżej wymienionych warunków koniecznych do odwrócenia procesu etatyzacji – tzn. świadomość, że przyczyną zapaści jest właśnie etatyzm, czy, bardziej konkretnie, „socjalizm monetarny” – mógł zostać spełniony przez współczesne społeczeństwo amerykańskie. Inauguracja prezydenta elekta, a tym samym inauguracja „pakietu stymulacyjnego”, mającego na celu leczenie choroby poprzez zwiększenie dawki wywołującej ją trucizny, zostało przywitane gremialnym aplauzem i łzami radości. My, w Europie Środkowej – powiedziałby pesymista – dostaliśmy dwadzieścia lat temu swoją szansę na wywołanie odwrotnego efektu zapadki. Oni, w Ameryce, nie dostaną jej nawet teraz.
Myślę jednak, że i w obliczu takich spostrzeżeń nie ma powodu do popadania w defetyzm. Wbrew pozorom, coraz bliższy wydaje się moment pęknięcia tafli gospodarczych złudzeń.
Po pierwsze, mamy dziś do dyspozycji informacyjny obszar wolności, w którym rzetelna, logiczna wiedza nie potrzebuje akredytacji ani nie musi bać się cenzury, zaś jej zakres, zasięg i tempo rozprzestrzeniania nie znają ograniczeń. Tym obszarem jest Internet. Nie powinniśmy zbyt pochopnie bagatelizować go jako czegoś, co znamy już od lat i co stało się medium zupełnie już powszednim. Internet jest wciąż źródłem informacji mniej wpływowym niż telewizja, radio, czy papierowa prasa, nadto konsolidacja pewnych środowisk i budowa pewnych repozytoriów wiedzy (np. tych związanych z austriacką szkołą ekonomii), jest wciąż zjawiskiem młodym i intensywnie rozwijającym się – nawet w krótkiej skali istnienia globalnej sieci.
Po drugie, coraz mniejsze jest perswazyjne oddziaływanie tzw. „autorytetu świata nauki”, w tym tej jego (znaczącej!) części, która od dawna jest w służbie etatyzmu. Jest to wynik starego, dobrego, sprawdzonego prawa malejącej użyteczności krańcowej – wyższe wykształcenie jest dziś zjawiskiem masowym, słusznie tracącym aurę elitarności i intelektualnego prestiżu. Im bardziej sami odnosimy się ze zdrowym dystansem do własnego wykształcenia, z tym większym dystansem odnosimy się też do telewizyjnych bądź prasowych „ekspertów”, besserwisserów i gadających głów – co jest zjawiskiem jak najbardziej pozytywnym, świadczącym o samodzielności rozumowania. Ponadto, jak sugerują niektórzy [3], już niebawem czeka nas skokowy rozwój distance learningu, a co za tym idzie – załamanie się kartelu akademickiego oraz upaństwowionego systemu akredytacji, czego skutkiem będzie radykalny wzrost szacunku okazywanego wiedzy niewygodnej dla etatystów.
Po trzecie wreszcie, rosnąca globalnie społeczna niechęć wobec działań imperialistycznych i mocarstwowych, takich jak amerykańska agresja na Irak bądź rosyjskie ingerencje w Gruzji czy Czeczenii, może doprowadzić do nasilenia się dążności secesjonistycznych, również na obszarach, których mieszkańcy nie wykazywali dotychczas podobnych roszczeń. Byłoby to zjawisko, które przychylnie powinni przyjąć wszyscy twierdzący, iż polityczne i administracyjne rozdrobnienie sprzyja wolnej gospodarce, uczciwej konkurencji oraz dyscyplinie monetarnej [4].
Reasumując, mimo chmurnych pozorów, przyszłość należy dziś widzieć w jasnych barwach. Choć kryzys amerykański będzie się pogłębiał – przy czym ciężko prognozować, jak długo to potrwa – jego zwieńczeniem winno być poprawne rozpoznanie przyczyn dolegliwości, a wtedy, być może – jeśli entuzjazm zejdzie się z wiedzą – będziemy świadkami największego odwrotnego efektu zapadki, jaki pamięta historia.
24.01.09
[1] Robert Higgs, Crisis and Leviathan: Critical Episodes in the Growth of American Government (Oxford University Press, 1987)
[2] Murray N. Rothbard, ‘How and How Not To Desocialize’, Review of Austrian Economics, Vol. 6, No. 1 (1992): 65-77.
[3] http://www.lewrockwell.com/north/north8.html
[4] Zob. np. Murray N. Rothbard, ‘Nations By Consent: Decomposing the Nation-State’, Journal of Libertarian Studies, Vol. 11, No. 1 (1994): 1-10.
Sunday, December 6, 2009
Efekt Zapadki i Przyszłość Wolności
Labels:
efekt zapadki,
etatyzm,
kapitalizm,
korporacjonizm,
kryzys,
wolność
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment